poniedziałek, 23 lipca 2012

3

Wyjęła z torby książkę i szukała strony, gdzie skończyła czytać. Mogłoby się wydawać, że głośna muzyka w słuchawkach tylko przeszkadzałaby jej w czytaniu. Wręcz przeciwnie. Dzięki niej mogła się maksymalnie skupić na lekturze. Ale tym razem nie było jej to dane.
Na kartki padł cień. Przez chwilę Lily nie reagowała, myśląc, że to kolejny przezabawny żart Ibsena. Postanowiła go zignorować.
Gdy cień, mimo braku zainteresowania ze strony dziewczyny nadal nie znikał, ta w końcu oderwała wzrok od lektury. Postać na tle słońca była czarna i Lily za nic w świecie nie mogła poznać, kto to. Wyjęła słuchawki z uszu i zmrużyła oczy, by zidentyfikować osobę.
Natrętem okazał się Joanna z fotografii, jedyna, która utrzymywała przyjaźń z Lily. Choć wydawać by się mogło, że to ona pierwsza powinna była rzucić kamieniem w dziewczynę, by ją ukamienować. Joanna miała wszystko, by stać się kolejną Beverly Hillowiczką. Miała mnóstwo kasy, bogatych rodziców, willę na przedmieściach Berkeley i  znajomości w wielkim świecie. A mimo to była jej jedyną przyjaciółką.
Studentka fotografii była wyższa od Lily i w przeciwieństwie od niej o typowo kobiecej sylwetce. Joanna miała kształtny, imponując biust, krągłe biodra i wąską talię. Kocimi ruchami zwracała uwagę niejednego chłopaka.  Ubrana stylowo i kobieco, w nienagannym makijażu, była marzeniem męskiej części uniwersytetu. Przez władczy charakter i narcyzowanie miała tyle samo przyjaciół, co wrogów. Ale urody i seksapilu nie mógł odmówić jej nikt. 
- Miło, że na mnie czekasz. - Zaszczebiotała. Subtelny, niski głos spowodował, że siedzący dookoła fontanny drgnęli.
- Tak właściwie... - Zaczęła studentka, która nie miała ochoty jeszcze wracać do domu. Bo i po co?
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jestem wkurzona! - Joanna przerwała jej, jak to miała w zwyczaju. Lily westchnęła, owinęła słuchawki wokół odtwarzacza, co by się nie poplątały, schowała go razem z książką do swojej torby bez dna i skierowała oczy na towarzyszkę.
Ta, czekając na pytanie Lily, o co jest tak wkurzona, podrygiwała poczynając jakieś dziwne kroki. Bo Joannę zawsze rozpierała energia i wszędzie było jej pełno. Oprócz fotografii (która była chyba kolejnym z kaprysów Joanny) tańczyła taniec towarzyski, śpiewała i angażowała się w najróżniejsze sprawy społeczne. No i była imprezową bestią. Taką uniwersytecką Paris Hilton. Nawet najnudniejszą domówkę potrafiła zmienić w imprezę dziesięciolecia. O bujające się w rytm jakiejś muzyki biodra obijała się masywna, czarna torba, przewieszona przez ramię Joanny. Cholernie droga lustrzanka z całym zestawem obiektywów i innych pierdół. 
Lily spojrzała się na wirującą przyjaciółkę. Czasem, patrząc jak się tak gibie, odnosiła wrażenie, że Joanna ma robaki w tyłku.
- A co się stało? - Spytała, przygotowując się na monolog, trwający całą drogę do domu.
- Ten... Ten dziwkarz Harry - Joanna nigdy nie przebierała w słowach i momentami była naprawdę wulgarna; a do tego strasznie głośna. Tak, że kiedy szły ulicą ludzie oglądali się na nie z oburzeniem. Lily to okropnie przeszkadzało, ale żadne prośby ani groźby nie pomagały. - Jest zazdrosny! Nie zgadniesz o kogo?! O Bena! Głupi dupek! Zadzwonił do trenera i odwołał nasz występ w LA! Rozumiesz?! Ugh! Tak mnie wkurza! On myśli, że ja i Ben to niby na poważnie! Na próbach wygłupiamy się i obściskujemy, ale to dla żartów! Przecież ja i Ben nigdy! On jest ode mnie z pół głowy niższy. Ale Harry musi srać po nogach! Tylko, że jak sam puka tę Elizabeth, to jest ok! A ona ma piętnaście lat! To przecież przestępstwo! Jebany pedofil! - Zakończyła swój wywód Joanna. Lecz Lily czuła, że to dopiero początek, a ta przerwa była po to, by Lily mogła potwierdzić, jakim dupkiem jest Harry.
Ów wspomniany gentleman był tanecznym partnerem Joanny. Tańczyli razem dziesięć lat i od dawna się nie znosili. Lily na początku znajomości wydawało się, że ich łączy albo łączyła jakaś chemia. I nie myliła się. Kiedyś, dawno temu Joanna i Harry byli ze sobą. Nie, żeby Joanna go kochała, po prostu podobał jej się fizycznie i co tu dużo mówić, seks z nim był dla niej bardzo zadowalający. Ale to trwało ze trzy miesiące. A jak wiadomo, miłość od nienawiści dzieli bardzo cienka granica. Od tamtej port żyli ze sobą jak pies z kotem. I choć studentka nigdy nie powiedziała tego na głos, była prawie pewna, że jedno jest od drugie zabójczo zazdrosne. Teraz miała na to niezbity dowód.
- Skończony drań - Skomentowała.
I to wystarczyło. Joanna, poparta przez przyjaciółkę, trajkotała w najlepsze.
Kilka przystanków autobusowych dalej, gdy Lily nasłuchała się wystarczająco o intrygach Harry'ego i innych członków klubu tanecznego, Joanna spytała przyjaciółkę o dzisiejsze zajęcia.
Studentka malarstwa tak właściwie to nie miała za wiele do opowiadania, bo i o czym. Joannę z pewnością nie interesowały fakty z życia Picassa ani perspektywy w malarstwie szesnastego wieku. Między wykładami dziewczyna też nie miała żadnych niesamowitych przygód. Czytała po raz kolejny "Mistrza i Małgorzatę" albo słuchała AFI.
- Oprócz dwóch zdań zamienionych z Ibsenem, to nic ekscytującego mnie nie spotkało.
- Ibsenem? Markiem Ibsenem? Ma całkiem niezły tyłek.
- Ty jak zwykle tylko o jednym. - Lily przewróciła oczami - Jego "tyłeczek" wcale mnie nie interesuje. Nie mam pojęcia, jak on się dostał na studia! Jest totalnym idiotą. A ci jego kumple?
- A właśnie! - Joanna, jak zwykle nie słuchała, zajęta tylko i wyłącznie sobą. - Słyszałam, że udzielasz usług seksualnych profesorom w zamian za zaliczenia!
- I sądzisz, że to prawda?
- No nie, ale takie plotki mogą zniszczyć ci reputację.
- Ponoć prawdziwy talent broni się sam.- Lily przelotnie spojrzała na przyjaciółkę.
- Silna jesteś - Powiedziała Joanna nie bez krzty podziwu.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. W jakim sensie silna? Czy to, że znosi uwagi Ibsena, było przejawem siły? Była twarda, to prędzej. Lata w rodzinnym domu nauczyły ją nieczułości na cokolwiek, odnoszenia się z dystansem. Swoje uczucia zamykała w skrzyneczce na dnie serca, a klucz do niej wrzuciła do najgłębszych otchłani duszy. By mieć pewność, że nikt jej nie skrzywdzi. Nigdy więcej.
 - Świat artystów, wbrew pozorom, nie jest łatwy. Albo jesteś twardy, albo cię zniszczą.
- Lily, ty to jesteś mądra! - Wykrzyknęła Joanna, o kilka tonów  za głośno. - Wiesz? - Znów wykrzyknęła, okręcając się na pięcie. - Całkiem zapomniałam! Co robisz jutro? Bo Kimberly Dray, ta z dziennikarstwa chciała przeprowadzić z tobą wywiad!
- Słucham? - Lily zamrugała parokrotnie.
 - No tak, do gazetki studenckiej. Wiesz, szlifuje umiejętności. I chciała cię poznać. Jesteś sławna. - Przyjaciółka uśmiechnęła się znacząco. - Malujesz obłędnie i jesteś najlepsza i w ogóle. A poza tym, może taki wywiad ociepliłby  twój wizerunek.
- No nie wiem. Ja i wywiad? Nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Przecież jestem tak przeokropnie szara. Jak to uważali ludzie z liceum.
- Nic nie tracisz. - Autobus zatrzymał się. Lily spojrzała na znajomy, obdrapany przystanek. 
- Nic nie obiecuję. - Odparła, robiąc potężny krok i wysiadła z autobusu
To była dość obiecująca propozycja i mogłoby być ciekawie. Oczywiście nie oczekiwała, że po czymś takim ludzie tłumnie się na nią rzucą i wyściskają z uwielbienia. Z resztą Lily nawet by tego nie chciała. Tłumy przerażały ją, zwłaszcza tłumy czegoś od niej oczekujące. Nie nadawała się na aktorkę ani piosenkarkę. Malarzowi dają spokój i ciszę. A przynajmniej powinni. Gdy tworzyła, nie było nic gorszego, niż ktoś wiszący nad ramieniem i obserwujący każdy ruch pędzla czy rysika na tablecie. Nawet lubiła samotność. Dzięki niem mogła się skupić na wizji i na tym, jak ją przedstawi. Cisza bywała inspirująca.
Ale taka dzwoniąca w uszy nie była już za dobra. Przyciągała potwory i wspomnienia. Cisza zmusza do myślenia i zastanawiania się nad sensem życia. Nad tym, co jest warte jej zachodu i poświęcenia. Myśli błądzą, skupiają się na jednym, by po chwili przejść do drugiego. Potem zostaje tylko mętlik. A ten potrafił zniszczyć wszystko.
Lily, tak jak każdy miewała gorsze dni. Ale przeżywała je intensywniej i gwałtowniej niż inni. Od śmiertelnej rozpaczy przechodziła w nieuzasadnioną euforię. Od histerycznego płaczu po histeryczny śmiech. Wirowała jak na linie. Potrafiła nie wychodzić z łóżka cały dzień, by następnego ranka stwierdzić, że przejmowała się bzdurami i tylko zmarnowała czas. Ludzie tego nie widzieli. Lily już o to zadbała. Nie pozwalała sobie na brak kontroli w miejscu publicznym. Nie chciała, by ktokolwiek o tym wiedział, a tym bardziej w takim stanie ją widział. Nauczyła się sztuki kamuflażu idealnego. Nawet jeśli w środku się gotowała, jej twarz wyrażała co najwyżej lekkie znudzenie. Nie, nie unikała gniewu czy smutku. Chciała jedynie, by te emocje były tylko jej. I nikogo poza tym.

______________________________________________________________________
Tym razem trochę dialogów i delikatny zaczątek akcji. Ale zanim nastąpi sam wywiad i jego konsekwencje, minie jeszcze trochę czasu. Z jakieś 5 czy 6 partów? ;)
Komentować :)

środa, 18 lipca 2012

2

Nie lubili jej.Tego, że była najlepsza, że była inna. Że miała własne zdanie i przekonania, których się zawsze trzymała. Aż wreszcie nie znosili w niej jej długich platynowych włosów obciętych nie tak jak by sobie życzyli
A ona po prostu chciała być sobą. Manifestowała to swoim zachowaniem. Nie udawała kolejnej unikatowej, wyjątkowej, jedynej w swoim rodzaju. Nie musiała. Nie chciała. Bo według niej takie dziewczyny, choć świecące i wyróżniające się z tłumu, były wewnątrz przeraźliwie szare. Jakby uwagą otoczenia chciały sobie zrekompensować pustkę i bagno.
Ona w środku wcale nie była szara. Mimo że ludzie, którzy jej nie znali, za taką ja właśnie brali. Lily po prostu nie czuła potrzeby afiszowania się swoim, bądź co bądź, kolorowym światem.Kochała rysować, kolorować, malować. Może dlatego, że była leworęczna. A jak wiadomo, leworęczni są w jakimś stopniu uzdolnieni. Świat marzeń i kolorów był jedyną ucieczką od świata, którego nie rozumiała, i w którym nie potrafiła się odnaleźć. Zamknięta w małym pokoiku na poddaszu wyczarowywała w wyobraźni najprawdziwsze cuda, a potem przenosiła je na papier. Przesiadywała w swoim azylu, a jednocześnie była w miejscu oddalonym od domu o tysiące mil.W Nibylandii. W świecie kolorowym, pokręconym, z różowymi, skrzydlatymi królikami i uśmiechniętymi kreaturkami. Nie było w tym światku cukierkowo i słodko, jak czasem marzą rozpuszczone, samolubne dziewczynki. Lily nie była rozpuszczona i jej świat też nie był z waty cukrowej.
Przez bogatą wyobraźnię i rysunki nie z tej ziemi, była uważana za dziwaka. I samotna. Nieakceptowana przez nikogo. Szczęśliwa tylko, gdy jej umysł zajmowały barwy.
Z wierzchu szara, wewnątrz we wszystkich możliwych kolorach. Nie zmieniło się to także później. Z tą różnicą, że nie zmyślała sobie za przyjaciół kolorowe króliki. I kreaturki nie były już te same. Lily przestała być naiwna i zaniechała zrozumieć świat. Zakochała się po raz pierwszy. W filmie. Oglądała je namiętnie. A im bardziej pokręcony i złożony, tym dla niej atrakcyjniejszy. Niewiele później zakochała się w muzyce. Popadała ze skrajności w skrajność: od muzyki poważnej po metal. Szukała czegoś dla siebie.
I znalazła. Całkiem przypadkiem siedząc przed telewizorem. Ten jeden z niewielu razy, gdy marnowała czas w tak pospolity sposób. Zaintrygowała ją .melodia. Mocna ,gitarowa, ale jednocześnie subtelna i wpadająca w ucho. Zaczarowała ją.A teledysk zahipnotyzował.
Na ekranie pojawił się jj stary przyjaciel - królik. Różowy królik. Pciągnięty czerwony aksamitem, z grubymi, okrągłymi jak dwa pieńki nogami. Zaczepił dziewczynę, która maszerowała przez szare miasto. Zaciągnął ją do zaułka, gdzie grał zespół. Początkowo Lily nie zwróciła na nich uwagi. Jej przyjaciel podreptał na swych nóżkach bez kolan, machając łapkami dla utrzymania równowagi i wniknął w gitarzystę. Szarowłosa dziewczyna w biało-czerwonych rajstopach podążyła za pluszakiem.
To, co Lily zobaczyła w kolejnym kadrze wprowadziło ją w osłupienie. To była jej Nibylandia, żywo wydarta z kartek głęboko schowanych w jej pokoiku na poddaszu. Co prawda nie była wielobarwna, tylko czerwono-biała, niczym pończochy nieznajomej. Na polance znów grał zespół. Wokalista nawet śpiewał, ale nastolatka była tak zaabsorbowana widokiem, że nie zarejestrowała, o czym była ta piosenka. Jedynie frontman wydał jej się dziwny: miał bowiem włosy dłuższe niż jej własne!
Przebudziła się z transu dopiero pod koniec teledysku. Na szczęście jej umysł był na tyle przytomny, że zanotowała nazwę zespołu i tytuł piosenki. "Girls not grey". Mimowolnie się uśmiechnęła.
Ta piosenka i ten zespół były punktem zwrotnym w jej życiu. Obiecała sobie, że nie będzie już szara. Te słowa miały dla niej ogromne znaczenie. Tak duże, że w dniu osiemnastych urodzin wytatuowała sobie na nadgarstku: I'm not grey. Została za to wyrzucona bezpowrotnie z domu. Na nic zdały się tłumaczenia, że nie jest to manifestacja pragnienia odłączenia się od rodziny. Bo jak na złość Lily miała na nazwisko Grey.
Ale to nie był jedyny powód . Jej ojciec był konserwatystą i nie tolerował inności. A tatuaże kojarzyły mu się z kryminalistami i odmieńcami. Cokolwiek inne niż by życzył sobie tego jej ojciec, spotykało się z nietolerancją i natychmiastowym odrzuceniem. Od tamtego czasu Lily musiała nauczyć się samodzielności. Ledwo zdała egzaminy na studia.
Jednak udało się. Teraz dziewczyna była studentką czwartego roku na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Co prawda Berkeley słynęło z Doliny Krzemowej i przemysłu high tech, a nie z artystów, ale jej to nie przeszkadzało. Pomieszkiwała u ciotki, która choć trochę przejęła się losem wyrzuconej (prawdopodobnie na prośbę własnej siostry - matki Lily). Studiowała na wymarzonym kierunku, a to, że ludzie jej nie lubili, zdawało się sprawą mało istotną.
Czasami tylko denerwowały ją ataki zawistnych studencików. Na przykład teraz.
- Czy to nie nasz szaraczek dziwaczek? - Usłyszała głos, który uprzykrzał jej życie od rozpoczęcia studiów. Był to Mark Ibsen,
Lily niechętnie i powoli odwróciła się w stronę wołającego. Ibsen był typem uniwersyteckiego playboya. Wysoki, modnie ubrany, z nienaganną fryzurą i wypielęgnowanym pyszczkiem. Stał oczywiście wśród swoich koleżków. Dziewczyna ich nie znała; widocznie byli z innych kierunków niż malarstwo i grafika, na który uczęszczała razem z Ibsenem.
- Słucham?
- Co tak długo robiłaś u Collinsa? Dogadzałaś mu ustami? - Na tę uwagę grupka mięśniaków zachichotała. Aż dziw bierze, że takich idiotów przyjęli na uniwersytet.
- Jeśli chcesz mieć takie wyniki jak ja, to też powinieneś to robić. - Odparła Lily w podobnym tonie. Na potwierdzenie głupiej tezy Ibsena, obtarła kciukiem kącik ust.
Towarzysze Marka ryknęli głośnym śmiechem, zwracając na siebie uwagę całego korytarza. Chłopak natomiast nie miał już na twarzy drwiącego uśmieszku, tylko grymas towarzyszący porażce.
Dziewczyna osiągnęła swój cel. Mark dał jej spokój i wreszcie mogła opuścić budynek uniwersytetu.
Na dziedzińcu panował podobny tłok, co na korytarzu.Lily zeszła powoli po marmurowych schodach i zatrzymała się na środku placu przy fontannie chlupiącej leniwie wodę.
Prawdę mówiąc Lily nie spieszyło się do domu. Był piątek po południu. Nie miała za wiele do roboty. Szkic skończyła już wczoraj. Nie lubiła przekładać rysowania na inny dzień, bo wtedy mogłabym mieć całkiem inną koncepcję na swoją pracę i musiałaby zaczynać wszystko od nowa. A tak przynajmniej kobieta wyglądała tak, jak powinna.
Studentka usiadła przy sadzawce i wyjęła z torby odtwarzacz muzyki. Wcisnęła w uszy słuchawki i włączyła go. Głucha na gwar i głupie komentarze, zaczęła przyglądać się ludziom dookoła niej.
Społeczność studencka była naprawdę różnorodna. Pod kilkoma wierzbami siedziała grupka dziewczyn z roku Lily. Kojarzyła ich nazwiska, jedna z nich potrafiła całkiem nieźle malować. Ale to nie zmieniało faktu, że były kompletnie denerwujące. Każda z nich prawie pływała w kasie. Bogate córeczki tatusiów z Los Angeles. Miały nadzieję urządzić na uniwersytecie drugie Beverly Hills 90210. Niby słodkie i kumplujące się ze wszystkimi, ale gdy były same mało im jęzory nie poodpadały od plotek i obgadywania. Wszystkie ubrane w podobnym stylu- glamour. I choć zarzekały się, jakie to one nie są wyjątkowe, każda była 
marną kopią poprzedniej.
Niedaleko nich, co ciekawe, siedziała grupka punków i gothów .Ich Lily akceptowała, a nawet lubiła. Nie nazywali jej dziwakiem, bo sami wyglądem od niej nie odstawali. Trzymali się w swoich grupach, choć pochodzili z różnych roczników i kierunków. No i byli o wiele bardziej wartościowymi ludźmi niż panny glamour czy banda idiotów Ibsena.
Ogólnie, kierunki artystyczne wyróżniały się barwnymi studentami. I zawsze trafiały się jakieś indywidua. Mogłoby się wydawać, że Lily łatwo wtopiłaby się w tłum, bo choć dziwaczna, to niejedyna tutaj. A jednak. Za bardzo kochała to, co robi. Tak marzyła o tych studiach, że przykładała się do wszystkiego. Ale wbrew opinii niektórych osób nauka dawała jej radość i satysfakcję. Pozwalała kwitnąć. A nie wszystkim podoba się kwitnący chwast.

____________________________________________________________
Komentować, komentować i jeszcze raz komentować. Choć zapewne nie ma za wiele tego.

środa, 4 lipca 2012

1

Wykład miał się ku końcowi. Większość studentów przestała słuchać profesora i wpatrywała się tępo w tablicę. Kilku młodych ludzi, zwłaszcza w ostatnich rzędach odsypiała spędzoną w klubie noc. Wykładowca już dawno przestał zwracać na nich uwagę. Dopóki nie chrapali zbyt głośno, nie miało to dla niego żadnego znaczenia.
Profesor Collins znany był z pobłażliwego traktowania leserów i nierobów. Przedmiot, który wykładał, a była to sztuka współczesna, nie był aż tak ważny, więc la wielu uczniów całkiem nieatrakcyjny. Collins całą swoją energię poświęcał na grupkę studentów, która z zainteresowaniem go słuchała i skrupulatnie notowała to, co chciał im przekazać i  ich nauczyć.
Pięć minut przed godziną szesnastą Collins spojrzał na złoty zegarek na jego lewym nadgarstku, wystajacy spod brązowej, klasycznej marynarki.
- Wydaje mi się, że na dziś już starczy. Przygotujcie się na następne ćwiczenia. Picasso był na tyle ważną postacią w historii sztuki, że wy, jako studenci wydziału malarstwa i grafiki, powinniście o nim trochę wiedzieć. 
Po klasie przemknął cichy jęk. Studenci mieli nadzieję, że profesor nie zada im nic na weekend. W końcu mieli ze szkiców zadane dokończyć akt kobiecy.
W sali rozległ się szum, Dziewczęta i chłopcy pakowali do toreb i plecaków podręczniki i notatniki. Prawie wszyscy wstali z krzeseł i tłoczyli się przy wyjściu.
Prawie wszyscy. Jedna dziewczyna nie ruszyła się z miejsca. Skrobała zawzięcie długopisem po kartce z zeszytu. Kończyła zapisywać trzecią stronę formatu A4. skupiona całkowicie na dokończeniu notatki nie zauważyła, że na sali została tylko ona i Patrick Collins.
Wreszcie postawiła kropkę w ostatnim zdaniu; zamknęła zeszyt i odłożyła długopis. Podniosła głowę. Profesor układał kartki do teczki. Gdy poczuł na sobie wzrok dziewczyny, przerwał czynność i odwzajemnił spojrzenie. Zdjął okulary i położył na biurku. Westchnął, podszedł do pierwszego rzędu, gdzie siedziała studentka.
- Ach, gdybym miał wszystkich studentów takich jak ty, Lily. - Odezwał się. Szarawe tęczówki wpatrywały się w wątłą postać. Profesor czekał na jej odpowiedź. Nie doczekawszy się, kontynuował. - Naprawdę, Lily jesteś wspaniała. Czasami mam wrażenie, że tylko ty mnie słuchasz. I choć wiem, że nigdy nie interesowały cię współczesne obrazy - Dziewczyna otworzyła usta, by zaprotestować, ale profesor zbył ją machnięciem ręki. - Nie zaprzeczaj Lily, ja to widzę i wiem, że tak jest. Mimo to, wkładasz w ten przedmiot całą siebie, poświęcasz się. Z jednej strony podziwiam cię za tę wszechstronność, z drugiej zaś martwi mnie takie bezgraniczne oddanie. Lily, nie musisz być we wszystkim najlepsza. Oni - tu profesor wskazał drzwi, za którymi w pośpiechu zniknęli inni. - Oni wybrali co najbardziej lubią i w tym kierunku się spełniają. A ty zajmujesz się wszystkim. Powinnaś dać sobie trochę wytchnienia. Absolutnie nie obrażę się, gdy nie będziesz tak skrupulatnie notować. Zbyt poważnie podchodzisz do nauki. Wyluzuj trochę, idź ze znajomymi na piwo. - Profesor chciał coś jeszcze powiedzieć, ale dziewczyna, nazwana Lily, stanowczo mu przerwała.
- Dziękuję za rady profesorze. Ale ja naprawdę lubię się uczyć i nie przeszkadza mi ta wszechstronność. Przeciwnie. Im więcej wiem, tym więcej będzie przypadków, gdy tą wiedzę będę mogła wykorzystać.
I nie czekając na odpowiedź wykładowcy wzięła z ziemi  czarną, płócienną torbę, zapakowała rzeczy leżące na ławce przed nią.
- Do widzenia profesorze. - Grzecznie odparła urywając rozmowę. Wstała, przeszła między krzesłami i ruszyła po stopniach, ponieważ sala, jak w większości uniwersytetów była stopniowana. U szczytu schodów znajdowały się drzwi, przez które przeszła.
Korytarz był zatłoczony. Przed drzwiami zebrała się inna grupka studentów, czekających na wykład. Lily zasunęła torbę i założyła na prawe ramię. Wolne dłonie wcisnęła w kieszenie czarnych, wąskich jeansów. Wyczuła między palcami drobniaki i poczęła się nimi bawić. Zawsze tak robiła. Ewentualnie zaciskała palce na telefonie tak, że po krótkim czasie na komórce osiadały kropelki potu z wnętrza jej dłoni. Tym razem telefon był w torbie.
Podzwaniając cicho monetami przerzucanymi między palcami, ruszyła korytarzem. Wykład ze sztuki współczesnej był dziś ostatni. Dziewczyna, zapatrzona w znany tylko sobie punkt, obojętnie mijała ludzi. Zresztą oni nieszczególnie kwapili się, by do niej zagadać.

_______________________________________________________________________________
Tak właśnie zaczyna się moje nowe-stare opowiadanie. Mało, bo całkiem trudno jest je przepisywać z zeszytu w godzinach późnowieczornych, wręcz nocnych. W dodatku przy akompaniamencie Lany Del Rey i towarzystwie obrzydliwych muszysk, które umykały przed moją packą nad wyraz efektywnie. 
Ogólnie opowiadanie nie ma podziału na rozdziały, więc nowe party oznaczam po prostu kolejnymi numerkami.
Na razie nie wygląda to jakoś nadzwyczajnie. I obawiam się, że tak będzie wyglądać przez cały czas. No, może nie cały. Chyba. 
I bardzo proszę o komentarze. Może niekoniecznie pod tym postem, bo tu za wiele do komentowania nie ma, ale w przyszłości.
Także tego no.
A jakby kto chciał wpaść na pewnego niemotowatego asystenta matematyki to zapraszam pod ten adres:http://pomarancze-w-futerale.blogspot.com/