sobota, 16 marca 2013

12


Wyrazem tego, że Joanna odwaliła kawał dobrej roboty, była mina Antona, gdy zobaczył obydwie przed klubem. Przez dłuższa chwilę miał otwarte usta i nie mógł wykrztusić ani słowa.
         Swoją drogą wystrojony w dopasowane jeansy i koszulkę z krzykliwym napisem Anton prezentował się także całkiem nieźle prezentował. Przez to, że ciągle widywała go w roboczym uniformie, Lily całkiem zapomniała, jak jej przyjaciel wyglądał po pracy.
- Chodź tu, jubilatko. – Zaśmiał się i wyciągnął ręce w jej kierunku. Po czym parsknął – Chciałem cię wyściskać, ale boję się, że zepsuję twój imidż. To co, wchodzimy?
         W lokalu nie było zbyt wielu gości. Sam klub wyglądał inaczej niż wyobrażała to sobie Lily. Miała nadzieję, że będzie podzielony na kilka mniejszych boksów, w których stałby sprzęt do karaoke. Grupki znajomych śpiewałyby w swoim towarzystwie. Tymczasem była tylko jedna podwyższona scena, na której stały mikrofony, a na podłodze ciągnęły się kable. Na ścianie obok wisiał ekran, na którym wyświetlano napisy. Po przeciwnej stronie klubu znajdował się bar. Bezpośrednio pod sceną wyodrębniono przestrzeń do tańca. W reszcie lokalu rozstawiono brązowe, skórzane kanapy. Ogólnie w całym klubie panowały odcienie brązu i zieleni.
         Trójka znajomych usiadła na jednym z mebli, przy niskim stoliku. Joanna, widząc niepewną minę przyjaciółki, pochyliła się w jej stronę.
- Zastanawiam się – Odezwała się Lily, zanim Jo powiedziała cokolwiek. – na czym polega śpiewanie tutaj. Skoro jest tylko jeden sprzęt do karaoke.
- Dlatego jest tu tak fajnie. Wszystko odbywa się tutaj na zasadzie: kto pierwszy, ten lepszy. Każdego dnia jest inny zestaw piosenek, są puszczane losowo i jeśli jakąś znasz albo jeśli po prostu masz ochotę śpiewać, to po prostu podchodzisz i robisz show. Niekiedy trzeba lecieć naprawdę szybko, by zaśpiewać coś fajnego. Chcecie coś do picia?
-Piwo.
- Wodę. – Odparła Lily.
- Chyba chciałaś powiedzieć wódę. Czyli dwa drinki i piwo.
         Joanna złożyła zamówienie i wróciła do stolika.
-Trochę tu drętwo, ale to tylko kwestia czasu. – Studentka fotografii rozejrzała się po klubie.
         Gdy przyniesiono drinki, Lily chwyciła swój z lekką dozą niepewności. Przyczyna była prosta, Grey piła bardzo rzadko, prawie nigdy. A jeśli już do tego doszło, to zdarzyło jej się to wieki temu. Wahała się chwilę, patrząc na mleczne zabarwienie zawartości kieliszka. Po chwili jednak mruknęła pod nosem: a co mi tam. Była przecież pełnoletnia i w dodatku chciała się zabawić.
- To za naszą Lily! – Zawołał Anton, unosząc kufel z piwem. – Za naszą artystkę. – Z ukontentowaniem upiła kilka łyków złotego płynu.
         Malarka, naśladując Joannę wychyliła całego drinka. Napój pachniał kokosami i tak właśnie smakował. Posmak alkoholu nie był wyczuwalny na początku. Dopiero po chwili Grey poczuła pieczenie w gardle i przełyku. Lekko nią wstrząsnęło, ale nie odczuła większych zmian.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy! – Dziewczyna usłyszała znajomy głos.
         W drzwiach, na czele grupki ludzi, stała Marie Woods. Zaraz za nią był Michael – przypominający pociesznego miśka chłopak, Rose – wróg Joanny z urodą Keiry Knightley, Meg – dziewczyna z roku Lily, z rozczochranymi ciemno blond lokami. Reszty osób Lily nie znała.
- Trochę tu za cicho. – Skrzywiła się Rose. Nie wyglądała na zadowoloną.
- Właśnie miałam rozkręcać imprezę. – Joanna wstała i zawołała. – Panie DJ, proszę o jakiś wyczesany kawałek!
         Z głośników popłynęły pierwsze nuty piosenki, ale zanim Joanna weszła na scenę, Marie już trzymała pewnie mikrofon. Nic dziwnego. Leciała przecież piosenka Green Day – Basket Case.
         Reszta jej towarzystwa zajęła miejsca na innych kanapach, a Meg zamówiła drinki. Marie momentami fałszowała niemiłosiernie, ale wydawało się, że nic i nikt nie odbierze jej frajdy ze śpiewania.
         Po godzinie, gdy stężenie alkoholu w żyłach wszystkich stanowczo przekroczyło dopuszczalną normę, impreza wrzała aż miło. Kilku nieznajomych postawiło Joannie drinki. Zachęcił ich do tego, zmysłowy taniec Thomson.
         Lily, która znała większość puszczanych do tej pory piosenek, nabrała pewności siebie. Przysiadła się razem z Antonem do stolika Marie i prowadziła dyskusję z jej znajomymi. Ze zgrozą stwierdziła, że niesprawiedliwie oceniła tych ludzi. Meg, na przykład, którą uważała za przedstawicielkę Beverlyhillowiczek okazała się całkiem w porządku. Dodatkowo odkryła, że Stuarts parokrotnie spoglądała w kierunku Antona. Czyżby wpadł jej w oko?
         Po kolejnej godzinie klub bawił się w jednym tempie. Lily jeszcze nigdy nie poznała jednego wieczoru tylu osób. Tańczyła z różnymi facetami, nie wiedząc nawet, jak się nazywają. Świat wirował dosłownie i w przenośni. Zarumieniona od tańca. Grey wychylała kolejne drinki, wznosząc kolejne toasty.
         Joanna królowała zarówno na parkiecie jak i na scenie. Lily zauważyła, że jej przyjaciółka miała najczystszy i najsilniejszy głos ze wszystkich, którzy już śpiewali.
         Po brawurowym wykonaniu piosenki AC/DC, Thomson wyciągnęła artystkę na scenę. Z tej perspektywy klub wyglądał całkiem inaczej. Wszystkie oblicza były zwrócone w jej stronę. Gdyby nie szumiący w głowie alkohol, pewnie spanikowałaby i uciekła z podestu. Lecz kiedy usłyszała pierwsze dźwięki piosenki i na ekranie ujrzała wyświetlane wersy, cały lęk z niej spłynął. Podczas przygrywki pewnie kiwała głową w rytm muzyki. Chwyciła za mikrofon i nie spoglądając na tekst zaczęła śpiewać.
- Chcę być w pełni jak ty, twój swobodny, pełen wdzięku wygląd, który sączy się z każdego twojego pora. Na nic tu logika. Chcę się z tobą wykąpać i zmazać chaos z mojej skóry.
         Tłum dygał w spokojny rytm piosenki Placebo „I do”. Głośna muzyka spowodowała, że nikt nie zwrócił uwagi na otwierające się drzwi. Jedynie Lily, która stała wyżej i miała na nie doskonały widok, mogła zauważyć, kto właśnie wszedł do klubu.
         Los ponownie zadrwił z niej, do w progu ukazał się nie kto inny, tylko Davey Havok. Ten sam, którego miała nadzieję już nigdy więcej nie spotkać. Jednakże w tym momencie, gdy drinki robiły wodę z jej mózgu, Lily wcale się tym nie przejmowała. Kiedy pochwycił jej spojrzenie, uśmiechnęła się i kontynuowała zwrotkę:
- Chcę się w tobie zakochać. Zatem, jak zaczniemy?
         Mężczyzna w odpowiedzi uśmiechnął się i delikatnie uniósł jedną brew. Zupełnie jakby rozważał propozycję zawartą w ostatnim wersie. W przerwie między strofami Lily oblizała usta i wyszczerzyła zęby.
- Chcę być dziewczyną taką jak ty. Sposób, w jaki bujasz biodrami w jeansach. Chcę nakładać makijaż jak ty, Shiseido, MAC i Maybelline. Chcę z tobą namalować miasto i łaskotać się aż zaczniesz krzyczeć. Chcę się w tobie zakochać. Chcę powiedzieć „tak”.
         Tekst był banalny i całkowicie nie pasował do głębokich i tragicznych rozważań typowych dla Placebo. I choć Lily szczególnie za nim nie przepadała, to stojąc na scenie, wkładała całe serce w ta piosenkę i czuła ją całą sobą.
- Chcę być w pełni jak ty. To, jak się uśmiechasz rozjaśnia pokój. Wycofam się, kiedy faceci będą z tobą flirtować, pozostanę odporna na zazdrość. Ta pewność we mnie i w tobie. Ta nadzieja, że razem zakwitniemy. Chcę się w tobie zakochać. Chcę powiedzieć „tak”. Pytanie, czy ty też?
         Wraz z momentem końca piosenki, Lily poczuła jakby wybudziła się z jakiegoś transu. Zamrugała parokrotnie i wreszcie dostrzegła parkiet pełen ludzi, którzy wiwatowali i skandowali jej imię. Chwiejnym krokiem zeszła z podestu.
- To było niesamowite! – Wykrzyknęła Marie, chwytając dziewczynę za ramiona i potrząsając nią.
- Choć czasem było nieczysto. – Joanna nie była tak rozentuzjazmowana jak reszta. Woods odepchnęła ją z lekceważeniem i zaprowadziła Grey do swoich znajomych.
- Nie wiedziałam, że słuchasz Placebo? – Zaraz zagadnęła ją Meg.
- Zdarza mi się. – Lily opadała na kanapę. – Raz nawet pomalowałam się jak Brian. – Zaśmiała się głośno. – Pierwszy i ostatni raz.
- Dlaczego?
- Jak moja matka mnie zobaczyła, to odeszły jej wody i zaczęła przedwcześnie rodzić. – Grey rechotała się jak dzika, waląc pięścią w kanapę.
         Ludzie nie wiedzieli, jak zareagować na ten wyraźny przejaw upojenia alkoholowego Lily, a tymczasem mikrofon ponownie okupowała Joanna. Dała pokaz wszystkich swoich możliwości wokalnych śpiewając piosenkę Queen. Można było odnieść wrażenie, że chciała pokazać, że wykonanie Lily to tylko małe piwko w porównaniu z jej wykonem. Nie uszło to uwadze Antona.
- Dlaczego ona zawsze musi być skupiona tylko na sobie? Nie może znieść, że choć raz przyciągasz więcej uwagi niż ona? Szczerze, jej czysty śpiew może jest imponujący, ale w twoim wykonaniu piosenka po prostu miała duszę. Czuło się ją. Dosłownie chciało się zakochać. I udzieliło się to wszystkim. Było magiczne.
- Anti, może podaruj sobie na razie kolejkę, co? – Lily klepnęła go w ramię. Doskonale widziała zachowanie Joanny, ale bezsensowne byłoby roztrząsanie tego i prowadzenie wojny na piosenki.
- Wypij z nami! – Stuarts objęła ramieniem szyję dziewczyny. Malarka odniosła wrażenie, że Meg usilnie stara się pokazać, jak świetnie się bawi, zrobić na złość swojej byłej przyjaciółce, która siedziała, wciśnięta w róg kanapy.
- Chyba mi już wystarczy.
- Z nami nie wypijesz? – Krzyknął kompletnie pijany Michael.
- Za Placebo nie wypijesz? – Wtórowała mu Marie.
- Ok, ok. Ostatni raz. – Lily pochwyciła podany jej kieliszek.
         Po opróżnieniu naczynia artystka zanotowała, że to była jej absolutna granica wytrzymałości alkoholowej. Świat nie tylko wirował, ale także rozmazywał się i pulsował. Dlatego zaprzestała pogowania pod sceną i zagłębiła się w konwersację z Antonem, Marie i Meg.
         Około północy, gdy właśnie wrzała dyskusja nad sensem powstawania kolejnej części „Piratów z Karaibów”, do uszu Lily doleciały znajome dźwięki. Znaczy intuicyjnie, wewnątrz poczuła, że to jest to, zanim umysł zinterpretował sygnał. A był to kawałek AFI – „Medicate”. Wymieniła sugestywne spojrzenie z Marie, po czym w tej samej chwili co ona podniosła się z kanapy.
- Ja to śpiewam!
- Nie! Ty miałaś Placków!
- Ale dziś są moje urodziny! – Przekomarzały się radośnie, przytrzymując jedna drugą, by być od niej szybsza.
- A wiesz ile mnie to obchodzi! – Marie odwróciła głowę i wyszczerzyła się. Była kilka metrów przed Lily. Lecz gdy dotarła do tłumku otaczającego scenę, stanęła jak wryta. Grey miała nadzieję, że okularnica jednak postanowiła jej ustąpić i pozwolić zaśpiewać „Medicate”.
         Kiedy stanęła obok niej, zrozumiała, jak bardzo się myliła. Przy mikrofonie stał już ktoś inny. Ktoś, o kim Lily zupełnie zapomniała przez ten czas. Tak, to Davey Havok przygotowywał się, by zaśpiewać własną piosenkę. Dziewczynę totalnie zamurowało. Była pewna, że to nie dzieje się naprawdę. Dopiero charakterystyczne dla piosenek Davey’ego „Och” pozbawiło ją złudzeń. Żywy, wystrojony w ciemną dopasowaną koszulę Havok stał przed nią zupełnie jak podczas koncertu.
         Marie wcześniej wybudziła się z transu. Klepnęła Lily mocno w plecy i zaczęła tańczyć. Malarka zaraz do niej dołączyła. Razem z Davidem śpiewały kolejne wersy. Havok także czuł się jak ryba w wodzie. Podrygiwał i wczuwał się w tekst.
- Teraz, gdy gubimy się w tym i ignorujemy, że nawet nie znasz mojego imienia....
- Oj znasz, znasz! – Marie krzyknęła do ucha Lily.
- Nigdy nie byłaś moja, więc byłaś idealna... – Przez ułamek sekundy Davey obdarzył Lily jednym ze swoich, powodujących galaretowatość nóg spojrzeń. Może to tylko złudzenie, lecz jej wydawało się, że była to odpowiedź na jej wcześniej rzuconą propozycję.
- Kocham te jego oczyska! – Marie popiskiwała jak stuprocentowa groupie.
         Po wykonaniu piosenki Davey, jak gdyby nigdy nic, zszedł ze sceny i wmieszał się w tłum. Pijane towarzystwo było tak znieczulone, że nawet nie zanotowało obecności wśród nich takiej gwiazdy. A może po prostu go nie kojarzyli.
         Tak właśnie zachowywała się Joanna, która była już tak pijana, że bełkotała niezrozumiale.
- Tsałkem nieźle śpiewał ten fatset. Ale skąt on się wziął? S choinki się urwał tszy so?
- Jo, na dziś wystarczy. Zdecydowanie.
         Podczas gdy Lily użerała się z przyjaciółką, grupka Marii zbierała się do wyjścia. Wszyscy, poza Rose, która przez cały wieczór siedziała naburmuszona, pożegnali się z trójką przyjaciół. Lily i Anton zaczęli trzeźwieć, a Joanna, nie bacząc na prośby i groźby Grey, wlewała w siebie kolejne porcje alkoholu.
         Kwestią czasu było to, co się stało. 

_______________________________________
No ostatnimi czasy, to nawet często tu coś wrzucam. Bo jak się coś dzieje, to i opisywać się chce ;) Mam brak transferu, więc tym razem nie dodałam odnośnika do teledysku do Medicate. Znajdźta se sami ;P Ale za to nieźle naszukała się ładnego tłumaczenia "I do", bo to na tekstowie do mnie nie przemawiało. A jak już wlazłam na forum o Plackach, to siedziałam godzinę. Także taka pora dodania posta, to wina Placków, nie moja. Kurczę, naprawdę ich lubię, skoro pojawiają się także i w tym opowiadaniu ;). Co prawda ta piosenka za Placebowa zbyt nie jest, ale naprawdę pasuje do kontekstu. Jest taka niewinna i naiwna. I nieźle się kontrastuje z Medicate. No i ma wpływ na wydarzenia, bliższe i dalsze. No ;D
To do następnego, który w sumie może nie być tak szybki jak to było ostatnio, bo na moim horyzoncie pojawiają się koloski z chemii fizycznej, analizy instrumentalnej i zaliczonko z epidemiologii. W tym pierwszym jest problem żem z matmy i z fizy noga, z drugim może nie będzie źle, ale muszę trochę przysiąść do zadanej. A ostatnie  będzie problematyczne z powodu mojego lenistwa i niechodzenia na wykłady.
Ok nie smęcę, bo przeca nikogo nie interesują moje studenckie problemy. Co tam dzieci w Afryce, ja mam kolokwium z fizycznej! ;/
Dobra, stop. Koniec, kropka. 

środa, 6 marca 2013

11


         Z Joanną nie da się wygrać. Do tego wniosku Lily ponownie doszła siedząc na obrotowym krześle przed wielkim lustrem w jednej z sypialni swojej przyjaciółki. Natomiast Joanna szalała, trzymając w dłoniach na zmianę prostownicę, piankę do włosów, wosk, lakier, szczotkę, grzebień, spinki, wsuwki i inne ozdoby do włosów, które magazynowała po szafkach. Za punkt honoru postawiła sobie zrobienie wyjątkowej fryzury.
         Była środa, dwudziesty czwarty lutego – urodziny Lily. Joanna przyjechała przed jej dom już o ósmej, by mieć pewność, że Lily ukradkiem nie wymknie się na zajęcia. Pół godziny zajęło jej narzekanie na ubogą różnorodność strojów w szafie malarki. Potem streściła ze wszystkimi szczegółami kłótnię z Harry’m i jego matką, a jeszcze później poobgadywała dziewuchy z roku. Joanna była święcie przekonana, że Rose nie zrobiła sama zdjęć, za które dostała najwyższą ocenę.
         Gdy wreszcie wybiła godzina dziesiąta, czyli czas otwarcia wszystkich butików, Jo z prędkością światła znalazła się w swoim samochodzie. A trzeba też wiedzieć, że Thomson nie była dobrym kierowcą. Uzurpowała sobie prawo przejeżdżania na żółtym i wymuszała pierwszeństwo, a lusterek używała głównie do poprawiania makijażu i zalotnego mrugania do samej siebie.
         I choć trasa nie była wymagająca, bo prowadziła z zachodniego Berkeley, na którym mieszkała Lily, przez San Pablo Ave i Ashley Ave oraz wynosiła tylko cztery mile, to malarka kilka razy była pewna, ze skończy w szpitalu. Jakimś cudem dotarły cało na Telegraph Ave.
         Joanna wpadła w wir zakupów. Wpychała Grey do przymierzalni i przynosiła jej  góry ubrań, a następnie sama właziła do kabiny i poprawiała ułożenie tkanin. Lily nie miała nic do powiedzenia. Zresztą Joanna miała naprawdę niezły gust i (malarka musiała to przyznać) wybierane przez nią ubrania oraz dodatki były naprawdę ładne. W końcu stanęło na wyborze dopasowanej i krótkiej szarej sukienki. Lily najbardziej podobała się jej prostota. Długość do połowy ud zaniepokoiła blondynkę, ale Jo uparła się, by wyeksponować zgrabne nogi artystki. Luźne rękawy do łokcia pozwalały ukryć tatuaże przed natrętnym wzrokiem postronnych.
         Lily musiała przyznać, że zakupy się udały i spędziła miło czas, nawet jeśli Joanna za bardzo zwracała uwagę płci przeciwnej.
         Teraz Lily siedziała w domu Joanny i była poddawana wielu torturom. Oczywiście całkiem innego zdania musiała być kosmetyczka z salonu piękności matki Jo, która te tortury wykonywała, a mianowicie masaże, maseczki pielęgnacyjne, manicure i pedicure. Joanna miała ten luksus, że mogła korzystać z tych usług kiedy tylko by zapragnęła. Choć stylistka fryzur też pracowała w zakładzie, to włosami zajęła się osobiście Joanna.
- Zobaczysz, będzie wyglądało niesamowicie. Aż cała się trzęsę z podniecenia, gdy pomyślę jak cudownie będziesz wyglądać. To będą twoje niezapomniane urodziny. I jestem niesamowicie ciekawa twojej barwy głosu.
- Naprawdę? A jeśli nie znajdę nic dla siebie?
- Tam jest naprawdę wszystko. Od klasyków rock’n’rolla, przez współczesnych wykonawców aż po hardcore. Nawet... ten... AFI, też tam musi być. Więc nie masz wyjścia, musisz coś zaśpiewać.
- Przypomniałaś mi o czymś. Marie powiedziała, żebym koniecznie obejrzała nowe teledyski AFI. Podobno będę zaskoczona.
- Zaraz przyniosę laptopa, to obejrzymy. Kiepska z ciebie fanka, skoro nie oglądasz teledysków.
- Może bardziej doceniam teksty i muzykę, a nie skupiam się na gładkiej buźce wokalisty? – odparła kąśliwie Lily. Joanna zostawiła jej włosy, które na razie nie przedstawiały niczego niezwykłego. Po chwili wróciła, dzierżąc w dłoni komputer.
- No, to zobaczymy. – Włączyła laptopa. Wyszukała podany przez Lily teledysk. – Dobra, włączam. – Postawiła go na toaletce, a sama wróciła do poprzedniego zajęcia.
      Teledysk zaczął się dość niewinnie. Wieczorna pora, oświetlona rezydencja sporych rozmiarów. Cztery sylwetki zbliżają się do drzwi. Jedna z postaci naciska dzwonek do drzwi. Do tego momentu Lily nie zauważyła niczego aż tak niezwykłego, co miałoby ją powalić na ziemię.
         Do czasu. Drzwi otwierają się. W ujęciu ukazuje się zespół ubrany w eleganckie garnitury. Zespół, znaczy się Jade, Hunter i Adam. Grey uniosła wysoko brwi ze zdziwienia. Facet stojący na samym przodzie nie przypominał zniewieściałego wokalisty. A Lily nic nie słyszała o tym, by zmienili wykonawcę i przede wszystkim na płycie nie było tego słychać. Czyli to jednak Davey Havok.
         Malarkę nagle olśniło. Wszystko wydało jej się tak proste i logiczne, że było aż dziwne, że wcześniej tego nie zauważyła. Filiżanka z kawą, czarna woda, klasa, las, poker. Kobieta, która zabiera. A wszystko to łączył jeden przedmiot: czarne pudełko.
         Clandestine. Tajne, skryte. Czarna skrzyneczka z niewiadomą zawartością. Lily oglądała ten film, o ile można to nazwać filmem, tylko jeden raz, bardzo dawno temu. Jako specjalny dodatek do płyty Sing the Sorrow.
         A zaraz po olśnieniu przyszło upokorzenie. Dziewczyna zsunęła się na krześle i zapadła w sobie.
- Siedź jak człowiek, bo zepsujesz fryzurę. – Upomniała ją Joanna.
         Fryzjerka amatorka, nieświadoma uczuć przyjaciółko oglądała teledysk dalej. Członkowie zespołu weszli do rozświetlonego, bogato urządzonego hallu. W pomieszczeniu znajdowali się ekstraordynarnie ubrani ludzie. U szczytu schodów stała piękna, młoda kobieta w białej sukience z kokardą. Piękność wymieniła spojrzenia z liderem. Davey opuścił wzrok i skierował swoje kroki w stronę stołu, na którym stała pokaźna misa z ponczem. Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki piersiówkę i wlał jej zawartość do naczynia. Pustą piersiówkę schował za plecami u pocałował wyciągniętą dłoń gospodyni, która właśnie zeszła ze schodów. W tym własnie momencie Joanna straciła zainteresowanie teledyskiem.
         Zatrzasnęła laptopa oburzona, jakby ją ktoś obraził.
- Widziałaś? – Szczotką trzymaną w dłoni wskazała komputer.
- Widziałam – Odparła Lily słabym głosem.
- Cholera jasna, kurde no! Tak nie może być, czemu to w ogóle włączałyśmy?
- Gdybym widziała to wcześniej, to na pewno nie zrobiłabym z siebie takiej idiotki. – Jęknęła malarka, nieświadomie zbliżając palec do ust.
- O nie! Nie obgryzaj paznokci! Trudno, wymyślę ci inną fryzurę.
- Słucham? O czym ty mówisz?
- A o czym ty mówisz? Nie widziałaś tamtej laski, ja właśnie robiłam ci taką fryzurę. A chciałam, żeby była jedyna w swoim rodzaju. Teraz wszystko poszło się kochać...
- Fryzura? Mniejsza o to, zrób mi taką, podoba mi się. Ale... cholera jasna. Powinnam założyć jakąś papierową torbę na głowę! I nigdy nie pokazywać światu swojego oblicza!
 - Nadal nie wiem, o co ci chodzi.
- Myślałam, że jesteś bardziej spostrzegawcza. Ten facet w granatowej koszuli nie wydał ci się znajomy?
- Właśnie wręcz przeciwnie. Myślałam, że ten twój ulubiony wokalista nie jest za przystojny. Pamiętam te odrażające turkusowe cienie i sztuczne rzęsy.
- Tak, też je pamiętam.- Lily parsknęła cicho. – A pamiętasz kto w sobotę zapłacił mój rachunek w kawiarni?
- Tak, jakiś fa... – Joanna urwała w połowie zdania. - ...cet. – Odłożyła szczotkę i ponownie otworzyła laptopa. – To spojrzenie, oczywiście. Ja cię pierniczę!
- Mówiłam ci, że mam niejasne wrażenie, że skądś go znam. No i proszę!
- Zapłacił z twoje ciasto.
- To paranoja, jak ja się wtedy zachowywałam!? Jak idiotka! Jakie ja bzdury wygadywałam! O arbuzach, grawitacji. O Boże! A wydawało mi się, że gorzej być nie może. Gdyby nie ta głupia karteczka, mogłabym się łudzić, że nie zwrócił na mnie uwagi. Uch, mam nadzieję, że już go więcej nie spotkam.
- Lily, nie dramatyzuj, uspokój się. Lepiej by było, gdybyś z piskiem rzuciła mu się do stóp albo udając, że nie zwracasz na niego uwagi, wgapiałabyś się?
- I tak się wgapiałam i w dodatku zrobiłam z siebie kretynkę. Trafie chyba do rekordów Guinessa.
- Wyluzuj i nie obgryzaj paznokci. Dziś idziemy się bawić! Ja wszystko funduję, a ty się nie przejmujesz niczym ani nikim. A zwłaszcza Danielem...
- Davidem..
- No, to miałam na myśli. Więc, ta fryzura może być? To ci ją zrobię. Zaraz, gdzie ja... – Joanna zanurkowała pod toaletkę.
- A skąd masz taki nagły przypływ gotówki? Znaczy nigdy nie narzekałaś na jej brak, ale teraz bez przerwy na coś wydajesz pieniądze.
         Joanna jakby spochmurniała.
- Miałam ci to powiedzieć później, ale skoro pytasz, to nie ma sensu tego ukrywać. Mój ojciec ma romans.
- CO?!
- Tak, kryzys wieku średniego, te sprawy, dziewczyna niewiele starsza od nas. Staruszek był trochę zmieszany, gdy ich nakryłam. Jako rekompensatę za szokujący widok na moim koncie pojawiła się okrągła sumka.
- A twoja matka?
- Daj spokój, wcale nie jest lepsza. Od dawna miała kochanków, a ojciec był po prostu jej zabezpieczeniem finansowym.
- Jo... – Lily nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji. Może w jej domu nie było za różowo, ale jej ojciec nigdy nie zdradziłby matki.
- Nie, Lil, nie musisz mnie pocieszać. Od dawna wiem, że moją rodzinę łączą tylko pieniądze. Ale wydawało mi się... że, no wiesz. Że mój ojciec nie jest taki jak matka. Myślałam, że ufamy sobie. Najwidoczniej tylko mi się wydawało. – Westchnęła, zamrugała oczami, by nie dopuścić do uronienia choćby jednej łzy. – Zmieńmy temat, co? Tak sobie myślę, że niektórzy faceci są jak wino. Im starsi, tym lepsi. Ten twój Daniel na przykład...
- Nie mój i nie Daniel, a David.
- Oj tam, oj tam. Więc ten David, wygląda naprawdę dobrze. Ma dziewczynę?
- A skąd ja mam to wiedzieć?
- Ojejku, nie czytasz żadnych portali plotkarskich? No wiesz, gdyby był wolny...
- To co? Nie ośmielisz się! – Lily zerwała się z krzesła.
- A co? Zazdrosna? Powiedz Lily, podoba ci się. Taki elegancki, z lekkim zarostem, bez seledynów i turkusów.
- Podpuszczasz mnie. Straciłabym do niego szacunek, gdyby..
- Gdyby się ze mną umówił? Dzięki, słodka jesteś. Siadaj, muszę podprostować ci końcówki. – Dam sobie z nim spokój...
- I tak byś go nie poderwała..
- A założymy się? Dam sobie z nim spokój, jak szczerze powiesz mi, co o nim myślisz?
- Naprawdę nie masz większych problemów? – Lily przewróciła oczami. – No dobrze. Więc wydaje mi się, bo przecież go nie znam, że jest mądry, miły, w końcu uratował Antona i zapłacił z nienormalną studentkę malarstwa. Pewnie jest też wrażliwy i dobry. Pisze naprawdę wyjątkowe teksty. I dobrze śpiewa. A oprócz tego jest weganinem.
- Czyli jeszcze większym świrem niż ty?
- Niejedzenie zwierząt to nie dowód na żółte papiery.
- A wygląd?
- Wiesz, od kiedy nie maluje się, to jak przyznałaś, wygląda dobrze.
- Tylko tyle? Wygląda dobrze?
- A co myślałaś? Że będę się pół godziny rozwodzić nad jego wyglądem?
- Bo ty zawsze jesteś taka powściągliwa. Nigdy mi o niczym nie mówisz. Ja tobie mówię wszystko, a ty?
- Chcesz się teraz o to kłócić? – Grey założyła ręce na piersi.
- Nie, po prostu nie wiem jacy faceci ci się podobają. Jesteś taka wybredna.
- Po co mam mówić, że ktoś mi się podoba, skoro go nie znam? Wygląd to tylko kwestia gustu.
- A ja chciałabym ci go poznać. Wtedy może bym kogoś dla ciebie znalazła.
- Och, daj spokój. – Dziewczyna jęknęła. – I proszę cię, zmień temat.
         Joanna z niezadowoleniem wypuściła głośno powietrze z ust, ale nie podjęła dalszej rozmowy, w ciszy dokonywała ostatnich poprawek . bez słowa wzięła się za robienie makijażu. Nałożyła korektor i podkład, przypudrowała Lily czoło i nos, nałożyła na policzki róż. Oczy podkreśliła mascarą i eyelinerem. Na koniec zaaplikowała na usta błyszczyk.
         Lily mogła wreszcie zejść z fotela. Efekt przewyższył znacznie jej oczekiwania. W idealnie dopasowanej sukience, czarnych rajstopach i szpilkach (choć pożyczonych) wyglądała zupełnie jak nie ona. Fryzura dopełniała olśniewający wygląd. Grzywka zaczesana do tyłu i podniesiona. Z boków głowy krótkie pasma warkoczy. Reszta włosów gładka i lśniąca, układała się swobodnie na plecach.
- Jo, jesteś wielka. – Grey nie mogła przestać się uśmiechać.
- Wiem. – Odparła Thomson, wciągając ognistoczerwoną wydekoltowaną sukienkę.
         Malarka nie wiedziała, jak Joanna to robiła, ale potrzebowała dosłownie chwilę, by zrobić się na bóstwo. Natura obdarzyła ją pięknymi, gęstymi lokami, które bez żadnych zabiegów układały się perfekcyjnie.
         Po krótkiej chwili obie wyglądały zachwycająco. Choć każda na swój sposób. Joanna pewna swojej urody emanowała kobiecością i seksapilem. Lily prezentowała się bardziej nietypowo. Miała mniej oczywistą urodę, lecz wyglądała świeżo i dziewczęco. Blada cera i jasne włosy dodawały jej delikatności i pewnego rodzaju niewinności.
_________________________________________________
Jestem z siebie dumna, że tak szybko dodałam coś nowego. No, ale jak taka miła pogoda, to od razu chce się żyć i coś robić. Szczerze mówiąc, miałam coś tu dodać wczoraj,no ale nie wyszło. Nie sądzę, by ktoś zauważył, ale zmieniłam zdjęcie Antona (tak, tak, wiem, ze ten nowy Anton to Ryan Gossling i wgl, ale jak zobaczyłam to zdjęcie, to no po prostu czysty mój Litwin). No i dodałam nowego bohatera, bedzie on raczej epizodyczny i pojawi się pod koniec tego opowiadania, czyli za jakiś pierdyliard partów, ale będzie nieraz wspomniany przez bohaterów, więc stwierdziłam, że chcę go tu dodać. Tym bardziej, że moja nową pasją jest wgapianie się w zdjęcia Matta Bomera (ten typ na zdjęciu), i to foto ucieleśniało moje wyobrażenie o Jeremy'm. Dobra nie gadam, bo i tak nikt nie rozumie mojego pieprzenia tutaj. ;P
PS. Też byłam w głębokim szoku, gdy po prawie 3 letniej przerwie od AFI obejrzałam nowe teledyski ;P No i mnie też cholernie odpychały te turkusowe cienie. Teraz jest zdeeeecydowanie lepiej ;P