czwartek, 15 sierpnia 2013

16

Przeprosiny Joanny sprowadziły życie Lily na dawne tory. Znów rozmawiały, znów przekomarzały się, ale malarka zauważyła  że jej przyjaciółka stara się o wiele bardziej niż do tej pory, jest mniej skupiona na sobie. To ostatnie mogło być jednak spowodowane Davidem, którym Thomson zaczęła się mocno interesować. Pytała o wiele szczegółów z jego życia prywatnego, o których Lily nie miała pojęcia. Wbrew temu, co uważała studentka fotografii, artystka nie miała najmniejszego zamiaru na siłę zaprzyjaźniać się z Havokiem. Nadal pozostawała malarką, a on jej modelem i klientem. Zacieśnianie więzów nie było potrzebne. Więc za wielce niestosowne uznawała pytanie go o jakieś szczegóły z jego życia osobistego. Co więcej nie robiła tego nawet względem swoich dalszych czy bliższych znajomych. Dla niej takie zachowanie było najzwyczajniej w świecie wścibskie. Co innego, gdy Anton albo Joanna sami zaczynali temat i uzewnętrzniali swoje pragnienia, potrzeby i problemy z partnerami. Wtedy, owszem, wysłuchiwała tego i w razie potrzeby doradzała.
A już sugestie, by Lily podrywała Davida albo tym bardziej miała zaciągnąć go do łóżka uważała za co najmniej niesmaczne. Już nawet nie komiczne czy niedorzeczne. Po prostu nie mieściło się jej w głowie. Tym zawsze będziemy się różnić, Lily pomyślała o Joannie, ja nigdy nie traktuję każdego poznanego faceta jako potencjalny obiekt seksualny.
Niemniej jednak Grey znała jeden szczegół z życia prywatnego Davey’ego. Wiedziała, że a dziewczynę, a może nawet narzeczoną. Nie żeby go sama o to zapytała. Kiedyś przypadkiem usłyszała, gdy rozmawiał z nią przez telefon. Ze sposobu, w  jaki się odnosił do osoby, z którą rozmawiała Lily wywnioskowała, że to musiała być jego druga połówka. Ilość określeń typu : królowo moja, pani mojego losu była trochę zatrważająca  Dziewczyna starała się to tłumaczyć euforią, zakochaniem, czy czymkolwiek innym, ale to była lekka przesada. No dobrze, czuło się w tych słowach ducha tej poetyckiej części Havoka odpowiedzialnej za tak poruszające teksty, ale czy on naprawdę tak się zachowywał w stanie zadurzenia? To już chyba lepszy był ten wiecznie żartujący David. Ale z drugiej strony, co ją to obchodziło. To nie do niej się tak zwracał. Jeżeli jego dziewczynie to odpowiadało, to ona nie miała nic do gadania. Nie powinna w ogóle zawracać sobie tym głowy, a tym bardziej dyktować kto jak powinien się zachowywać.
Po tej małej sprzeczce z samą sobą obiecała sobie jak najszybciej o tym zapomnieć. Jej plan spalił na panewce, bo wtedy właśnie Davey zaszczebiotał do telefonu: jestem twoim niegrzecznym chłopcem i udowodnię ci to, kiedy przyjadę. Grey parsknęła, prawie opluwając obraz. Tego w życiu nie zdoła wyrzucić ze swej pamięci. Po chwili skrzywiła się. Mężczyzna nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że ktoś podsłuchuje jego prywatne rozmowy. I trudno mu się dziwić. Lily sama byłaby wściekła, gdyby ktoś robił coś takiego.
David wrócił do pracowni z miną absolutnie nie wyrażającą, że przed chwilą gruchał sobie przez telefon ze swoją partnerką. Malarka poczuła nieodpartą ochotę, by złośliwie skomentować to co usłyszała, ale w porę ugryzła się w język. Przecież jeszcze przed chwilą obiecywała sobie, nie wtrącać się w jego sprawy. I nie chciała zmieniać relacji między nimi. On był tylko modelem i klientem.
I w tym się właśnie spełniała znakomicie. Nie omawiali, co prawda, jeszcze żadnych kwestii finansowych, bo Lily nie chciała wyjść na kogoś, kto tylko leci na kasę. A modelem, mimo rozgadania, był wdzięcznym i podatnym na wskazówki. Lily podobało się, robił to, co mu poleciła, bez zbędnego wywyższania się i nadmiernego gwiazdorzenia. Kontakty miedzy nimi ułatwiała jego bezpośredniość i otwartość. Tak jak Grey kiedyś podejrzewała, był miły, przyjazny i inteligentny.
W dodatku, co sprzyjało jego roli modela, był przystojny. Może nie w klasycznym stylu, ale gdy tylko się postarał nie wyglądać jak rozgotowany pieróg, to aż chciało się go uwieczniać na obrazie.  Określenie klasyczny całkowicie do niego nie pasowało, ale to było tylko jej nieobiektywna opinia. Podczas jednej z dyskusji z Joanną, wymieniały te spostrzeżenia.
- Co do jednego się z tobą zgodzę – powiedziała wtedy czarnowłosa. – Havok nie ma typowo przystojnej buźki.
- Typowo? Więc kto ma typowo przystojną buźkę, jak to sama określiłaś?
- Och, rozumiem, że bronisz swojego pięknisia, ale nie musisz mnie atakować. Sama przecież mówisz, że nie jest klasycznym typem.
- Bo nie jest. Ale klasycznie nie znaczy typowo.
- Jejku – Joanna wywróciła oczami. – To był taki... zamiennik. A wracając do pytania, byś nie musiała się powtarzać, dla mnie najbardziej seksownym facetem jest Henry Cavill. Boże, widziałaś go? On, no po prostu aż mnie skręca na jego widok.
- Jeżeli uważasz zamienników i seksowny oznacza przystojny, tak?
-Lil, czy ty musisz wszystko na czynniki pierwsze rozkładać? Jak się robi mokro w majtkach, to oznacza, że facet jest akurat i czy to ważne czy nazywasz go przystojnym, seksownym czy jakimtamkolwiek jeszcze? No, to teraz ty się pochwal, kto jest naj?
- Brad Pitt. – dopowiedziała po chwili namysłu.
- Co?
- Co co? Pytałaś to odpowiedziałam. Jest dosyć wysoki, ma regularne i co ważniejsze symetryczne rysy twarzy. Ludzi, którzy mają takie rysy twarzy, uważa się za przystojniejszych. Nie jest lalusiowaty, nie musi się nie wiadomo czym wspomagać, by być męski. Ponad to grał w „Troi”. Kto jak kto, ale Grecy to mieli najlepsze pojęcie o pięknie i proporcjach. A słowo klasyczny oznacza idealny, doskonały. Obiektywnie rzecz biorąc Pitt do tej kategorii należy.
- A nieobiektywnie? Myślałaś, że jak zarzucisz mnie potokiem słów, to zamydlisz mi oczy i uda ci się uniknąć odpowiedzi? Mnie nie interesuje kto pasuje do jakiegoś wzorca, tylko kto według CIEBIE jest naj! Kto powoduje, że widząc go przestajesz normalnie funkcjonować?
Lily zmrużyła gniewnie oczy.
- Nikt.
Joanna machnęła rękami z dezaprobatą.
- Rozmawiać z tobą o facetach...
Ta rozmowa, choć dziwaczna ( większość rozmów prowadzonych z Thomson do zwykłych należeć nie mogło), dała Lily do myślenia. Zaczęła się poważnie zastanawiać nad tym, jaki typ mężczyzn jej się podoba. Mimo bogatej wyobraźni, nie potrafiła w swojej głowie uformować tej idealnej postaci. Z pewnością miał ciemne włosy i oczy, a także lekki zarost. Spędziła nad tym prawie pół nocy, niejednokrotnie zrywając się z łóżka i rysując szkice. Ale każdy z nich, choć przedstawiał z pewnością osobnika płci męskiej, nie zadowalał Lily. Byli tacy mdli i sztuczni. Każdemu z nich czegoś brakowało. Jakiejś rysy indywidualizmu, czegoś, czego nie da się po prostu wyobrazić.
Sam temat jednak nie dawał jej spokoju. Zaczęła delikatnie wypytywać o to osoby w swoim otoczeniu. Do puli odpowiedzi musiała jeszcze dodać Ryana Gosslinga, Johhny’ego Deppa i Davida Beckhama.
A Meg Stuarts podzieliła się z Lily, który z tych bardziej dostępnym mężczyzn podoba się jej.
Zaraz po piątkowych zajęciach z historii sztuki Stuarts zagadnęła ją i zaprosiła na późny lunch. Grey była tak zszokowana, że bezmyślnie się zgodziła. Dopiero, gdy Meg ciągnęła ją za ramię ( dotyk od razu otrzeźwił dziewczynę) zrozumiała, w co się pakuje.
Siedząc u Boba szukała zewsząd pomocy. Niestety nie mogła się wykręcić malowaniem portretu, bo Davey musiał wyjechać na weekend. Zapewne, by udowodnić swojej dziewczynie, jak bardzo niegrzecznym chłopcem potrafił być. Nie podał Lily przyczyny wyjazdu, ale przecież nie musiał, ona nie była jego matką, by musiał jej się spowiadać.
- Często tu przychodzisz? – zagadnęła ją Meg, przyglądając się wnętrzom. – Wygląda dość... oldschoolowo.
- Mi się podoba. – Lily wzruszyła ramionami.
Do stolika podeszła kelnerka i podała im karty. Kilka stolików dalej Anton zbierał na tacę puste naczynia. Pochwycił spojrzenie swojej przyjaciółki, uśmiechnął się i puścił oczko.
- To twój chłopak? – spytała Stuarts po złożeniu zamówienia.
- Co...? Och, nie – Grey oderwała wzrok od Litwina, którego przez dłuższą chwilę obserwowała. – Jesteśmy przyjaciółmi.
- Hm, przyjaciółmi. – mruknęła sceptycznie panna glamour.
- Możesz nie wierzyć w przyjaźń damsko-męską. Twoja sprawa. Ja wiem, co jest między nami i nie potrzebne mi potwierdzenia osób z zewnątrz.
- Wybacz, nie chciałam cię urazić – Stuarts uśmiechnęła się przepraszająco. – Nie to miałam na myśli.
- Tylko co? – artystka zmrużyła oczy.
- No wiesz, chodzi mi o to, że... – Meg oparła się na fotelu i uśmiechnęła znacząco. – Twój przyjaciel jest całkiem przystojny
- Słucham? – Lily uśmiechnęła się, lekko zdezorientowana. – Nigdy nie myślałam o Antonie w ten sposób.
- No i do tego, to jego zagraniczne imię.
Grey uśmiechnęła się uprzejmie. Zaciekawiło ją to, że Stuarts uznała Antona za godnego zwrócenia na niego uwagi. Przecież ona była tak wysoko w studenckiej hierarchii. A Lily i Anton ledwie mogli przysiąść na najniższym szczebli. To trochę dziwne, że zainteresowała się własnie nim.
Gdy podano zamówione dania Meg nie poruszyła już tematu blondyna, rozmawiały o dość nieistotnych sprawach, głównie o studiach i zajęciach. Dziewczyna miała chęć wypytać Grey o jej obraz, ale ta odpowiedziała wymijająco i skupiła się na swojej sałatce. Niewiele jej już zostało na talerzu, a to oznaczało, że ta mordęga zaraz się zakończy.
Tyle, że prawdziwa mordęga zaczęła się, gdy wolne miejsce przy stoliku zajął Anton, który chwilowo nie miał klientów do obsłużenia.
- Cześć Lily – Litwin nauczony doświadczeniem poklepał swoją przyjaciółkę po ramieniu, które było osłonięte materiałem bluzki. Mimo to dziewczyna drgnęła lekko. – A ty jesteś Meg, prawda? Poznaliśmy się w klubie na urodzinach Lily. Pamiętasz mnie?
- Żartujesz, Anton? Takich facetów się nie zapomina. – Meg pochyliła się w stronę chłopaka. Blondyn, zakłopotany podrapał się w głowę.
- Jak się masz? – zagadnęła malarka, by odciągnąć uwagę chłopaka od Stuarts.
- Nie uwierzysz! Bob dał mi podwyżkę!
- Masz rację, nie wierzę.
- Ty i twoje docinki... – Konvicius pokręcił głową.
- Bez których byś mnie tak nie kochał. – Grey wyszczerzyła się. Anton w odpowiedzi wypiął język.
- Wyglądacie jak bliźnięta. – wtrąciła Meg.
- Dużo osób nam to mówi. – odpowiedział chłopak. – Lily jest tym mądrzejszym bliźniakiem...
- Za to ty tym przystojniejszym. – wpadła mu w słowo.
Dalsza konwersacja wcale nie była gorsza od tych, które prowadził Havok ze swoją dziewczyną. Beverly Hillowiczka nieustanie komplementowała chłopaka, co zaczęło go peszyć. A Lily tylko denerwować. Nagle Anton stał się ósmym cudem świata. Grey nie spodobało się, że Meg upatrzyła sobie w jej przyjacielu kolejną zabawkę, która natychmiast i bez żadnego sprzeciwu musi mieć. Dopóki Anton będzie odporny na jej umizgi, dopóty będzie bezpieczny. Obawiała się, że największa zaleta blondyna, czyli dostrzeganie w każdym dobrych cech, może go tym razem zgubić.
- Nie podoba ci się to? – Meg się nie patyczkowała. – Nie chcesz, bym interesowała się twoim przyjacielem?
- Nie o to chodzi. – Lily skłamała naumyślnie. W głębi czuła, że jej jawny sprzeciw tylko zdopinguje jej rozmówczynię. – Martwię się o niego. Niedawno zakończył poważny związek. Nie jest jeszcze gotowy, by spotykać się z kimś.
- Czyż lekarstwem na złamane serce nie jest nowa miłość?
- Anton jest dorosły, zrobi jak będzie uważał. Ja nie mam prawa za niego decydować. – dziewczyna miała nadzieję, że jej pozorna zgoda sprawi, że Meg straci zainteresowanie.
Stuarts zmieniła ponownie temat. Pozwoliła sobie na kilka pustych komplementów pod adresem Lily. Tak jakby te słowa zmieniły jej nastawienie. Nie odnosząc wyraźnego zwycięstwa, Meg zebrała się, zapłaciła za obiad i wyszła lekko niezadowolona.
Co ona mogła knuć? Malarka była zaintrygowana, ale nie znalazła powodu, by podejrzewać o coś swoją koleżankę z roku. Mimo to, podskórnie czuła, że Meg ma zamiar wywinąć jakiś numer, po którym albo ona, albo Anton nie będą mogli się pozbierać.
Nie mając żadnych naglących spraw na głowie, Lily czekała aż Konvicius skończy swoją zmianę. Razem wyruszyli w stronę zachodniego Berkeley.
- Co sądzisz o Meg? – spytała, gdy przemierzali spokojne uliczki.
- Nie znam jej za dobrze, miła raczej jest.
- Dla ciebie i owszem. Przyczepiła się do mnie. Być może z twojego powodu – Lily wzniosła oczy na chłopaka. – Uważa, że jesteś przystojny. I podobny do Ryana Gosslinga.
- Naprawdę? No proszę, kto by się spodziewał, myślałem, że ona woli kogoś z wyższych sfer, a nie marnego kelnera.
- No własnie! A to oznacza tylko jedno: ona coś kombinuje.
- Ekhm, Lil. To był ten moment, w którym miałaś powiedzieć: Anti, nie masz racji, twój urok osobisty oczaruje każdą, nawet Meg.
-Proszę cie, jej się nie da oczarować. Ona bez jakiegoś motywu, na pewno...
- Nie spojrzałaby na kogoś takiego jak ja? To chciałaś powiedzieć? – Anton założył ręce na piersi.
- Matko, Ant, nie bocz się.
- Nie mów do mnie Mrówko (ang. Ant), Lilipucie! – choć jego ton brzmiał dość groźnie, to szeroki uśmiech zdradził od razu, że chłopak nie ma jej za złe tego braku taktu.
- Przepraszam – blondynka potarła zmęczone powieki. – Ostatnio pracuję na najwyższych obrotach i nie zawsze kontroluję to, co plotę. Poza tym ja się tylko o ciebie martwię. To nie chodzi o to, czy jesteś dostatecznie atrakcyjny dla niej, ale o to, że ona będzie chciała cię wykorzy... – przerwała, widząc minę przyjaciela. – Dobrze, koniec tematów o Meg. Czuję się po prostu padnięta.
- Coś czuję, że będę musiał przeprowadzić poważną rozmowę z panem Havokiem. I kto tu kogo wykorzystuje?
- Ja jego. – Lily wyszczerzyła zęby. Głęboko odetchnęła. – Mrówko, on się mną naprawdę dobrze opiekuje. Nie pozwala mi zbyt długo siedzieć w pracowni, odwozi do domu. A nawet wmusza we mnie posiłki o stałych porach.
- Nie! Jak to mu się udaje? Mnie nigdy nie słuchałaś i ignorowałaś moje narzekania, że za mało jesz! – jęknął.
- Ma jeden argument nie do przebicia.
- Mianowicie?
- Dziecko, nie pyskuj.
- Rzeczywiście. Mistrz ciętej riposty – Litwin parsknął śmiechem. Lily też zaczęła się śmiać. Po chwili dusili się, nie mogąc przestać chichotać. – Już – sapnął chłopak, trzymając się jedną ręką za brzuch, a druga ocierając łzę z kącika oka.
- To wcale nie jest takie śmieszne. To tylko tak brzmi. Uwierz mi, nigdy nie chciałbyś zobaczyć Davida z tą grobowo poważną miną, trzymającego miskę spaghetti.
- Nie sądzę. Ale to ja swój sposób słodkie...
- Wcale takie nie jest. Obaj potraficie byś niesamowicie upierdliwi jeśli chodzi o jedzenie, ale
- Ale jemu nie odpyskujesz jak mnie, bo się go boisz.
- Już nie takie rzeczy mu mówiłam – Lily machnęła ręką. – Po prostu on... przynosi tak fantastyczne żarcie, że mój żołądek nie pozwala mi odmówić.
- Jak śmiesz! Czyli moje jedzenie było do kitu?
- Pomyślmy...
- Tylko nie wypominaj mi znowu tej przypalonej wieki temu jajecznicy. – warknął blondyn.
- Anti, powiedzmy sobie szczerze, gotować to ty nie umiesz. Ale to nieważne. Bo i tak jesteś moim najlepszym przyjacielem.
- Widzę, że włączył ci się tryb wazeliniarstwa. A to oznacza, że natychmiast musisz iść spać. Bo twój mózg już się wyłącza.
Odprowadził ją do furtki, choć było mu trochę nie po drodze („Co masz na myśli, żebym się nie kłopotał? Havok może cię odprowadzać, a ja nie?”).
- Uważaj na siebie. I na Joannę.
- Od kiedy to się o nią troszczysz? – zapytała zaciekawiona.
- Nie o nią. O ciebie, chodziło mi o to, byś nie dała sobie znowu wyciąć takiego numeru.
- Naprawdę tak trudno wam się zakumplować?
- Naprawdę, czasem lepiej jak niektóre rzeczy zostają po staremu.
- Myślisz? Ale niektóre chyba warto zmieniać. – powiedziała, po czym wspięła się na palce i delikatnie dotknęła ustami jego policzka.
Anton patrzył na nią zdziwiony. Grey stała zmieszana, zagryzając wargi, na których ciągle czuła dotyk ciepłej skóry chłopaka.
- Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, ile to musiało cię kosztować.
- Muszę nad tym pracować, nie sądzisz? Kiedyś, no wiesz, chciałabym móc się po prostu do kogoś przytulić czy coś.
- Ciekawi mnie ile z tym postanowieniem wspólnego ma Davey?
- Ty też? Czy wy wszyscy chcecie mnie z nim spiknąć? – warknęła. – Ja chciałam być dla ciebie miła, niewdzięczniku jeden. – odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę domu.
- Kiedyś postawię temu facetowi całą butelkę wódki. – mruknął do siebie Anton. Jeszcze raz spojrzał na Lily, która stojąc w drzwiach pomachała mu na odchodne i ruszył w stronę swojego mieszkania. 
________________________________________________
Ha, udało mi się dodać coś i to tak szybko. Czego się nie robi, by nie uczyć się do poprawki.I znów coś dodałam do pierwotnego wpisu, trochę pozmieniałam i tak dalej. A tak swoją drogą u mnie na roku był (bo właśnie się przenosi na inne studia) chłopak który wygląda dokładnie jak wyrwany z mojej głowy Anton. No i też jest podobny do młodego Gosslinga. I jeszcze dodam, że w połowie jest Łotyszem. Dziwny zbieg okoliczności, hę? Bo "mój" Anton został wymyślony prawie 3 lata temu :). Dobra, nieważne.
A i jeszcze chciałam się pochwalić, że się przeprowadziłam i dosłownie zakochałam się w parku niedaleko mojego mieszkania. Klimatyczny jest. I będąc w nim niemalże zapominam, że jestem w Warszawie ;)
Ps. Proszę się tylko nie przyzwyczajać, że będę posty tak często dodawać. Ten wrzuciłam tak szybko bo to w sumie jedyna moja wolna chwila. Następna prawdopodobnie wydarzy się we wrześniu, choć co do tego też nie jestem pewna :(

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

15

Gdy doszły do budynku galerii, Grey miała już serdecznie dosyć paplaniny Meg. O ile monologi Joanny były do wytrzymania, to Stuarts, która wszystkich oczerniała i obśmiewała, przekroczyła wszelkie granice przyzwoitości. Lily miała nadzieję umknąć jej na ćwiczeniach. Z ulgą dostrzegła, że profesor Hillis przywołał Meg do siebie w związku z jakimiś nieścisłościami w jej pracy.
Ćwiczenia, podczas których omawiano różne sposoby przedstawiania postaci ludzkich na pejzażach, były wbrew pozorom bardzo nudne. Mimo to, wymagały skupienia i koncentracji. Gdy się skończyły, Lily odetchnęła z ulgą.
Jeszcze tylko dwie godziny wykładu z sztuki współczesnej u Collinsa. A potem Lily będzie mogła już swobodnie martwić się, jak skontaktuje się z Davey’m Havokiem.
To mogło być problematyczne, zważając na fakt, że dziewczyna nie wiedziała gdzie on mieszka, a w stanie wczorajszego oszołomienia nie wzięła też jego numeru telefonu.
To mogło być problematyczne. I pewnie by było, gdyby nie to, że David stał przy fontannie na placu przed budynkiem Wydziału Malarstwa i Grafiki. Lily poczuła jednocześnie ulgę i niepokój.
-Hej – powiedziała, gdy odwrócił się w jej stronę. – Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo. – natychmiast zasadziła niesforny kosmyk włosów za ucho, ukazując rząd kolczyków-kulek w płatku ucha.
- Szczerze mówiąc, trochę dłużej niż się spodziewałem. – odparł, śledząc wzrokiem ruch jej dłoni poprawiającej fryzurę.
- Kurczę! – szepnęła pod nosem. – Powinnam jeszcze pójść na wykład... aaale, chrzanić to – machnęła znów dłonią. Zdecydowanie powinna coś z tym zrobić. Te ręce latają całkowicie poza jej kontrolą. – Profesor chyba będzie zadowolony. – dodała, ruszając alejką.
- Wykładowca cieszący się, że opuszczasz jego wykłady – Havok gwizdnął cicho. – Dużo się zmieniło, odkąd tu studiowałem.
- Chodziło mi o to – odchrząknęła – Że profesor Collins stwierdził, że się przepracowuję, no i że powinnam wyluzować. W takim razie tylko wypełniam jego radę.
- Dobrze, że pomagam ci się wyluzować. – mężczyzna wyszczerzył zęby. – Jedziemy do ciebie? – zapytał, kierując swój wzrok na luksusowy srebrny samochód.
- Nie. Mam pracownię w teatrze, całkiem niedaleko.
Jej pracownia w pełni zasługiwała na tę nazwę. Panował w niej artystyczny nieład, oprócz jej przyborów znajdowały się tam elementy scenografii. Jako że była najlepsza na roku zaproponowano jej współpracę z teatrem. Polegało to głownie na przygotowaniu tła do przestawień, ale dzięki temu mogła podreperować swój skromny budżet. A ten spory magazyn był o wiele lepszym miejscem do malowania niż jej sypialnia.
- Przygotowałam kilka szkiców. Ale nie jestem co do nich pewna. Ale jeśli masz swoje pomysły, to chętnie ich wysłucham. – Lily miała nadzieję, że zachowuję się co najmniej profesjonalnie; nie pozwalała dojść do głosu swojej nieśmiałości i świadomości, że rozmawia z samym Davey’m Havokiem z AFI, za którym piszczały i do którego modliły się jej koleżanki z forum internetowego. „Iskierka i Żaba z pewnością by padły i nie mogły wykrztusić ani jednego słowa. Puknij się i się zachowuj!” Uśmiechnęła się krzywo, bo po raz kolejny karciła się w myślach.
- Oddaję się caały w twoje ręce. – Havok, w przeciwieństwie do niej był całkiem wyluzowany. Ze swobodnym uśmiechem i doskonałym humorem kwitnącym na twarzy, wyglądał jakby traktował to jak świetną zabawę.
-Ok. Preferujesz jakiś konkretny styl czy którąś z technik? – Lily zacisnęła palce na notatniku, by mieć pod kontrolą swoje rozlatane jak śmigła helikoptera ręce.
- Ufam ci. Maluj jak chcesz. Chociaż... nie obrażając Picassa, chcę mieć oczy na swoim miejscu. – parsknął śmiechem. – A może jak Dawid? – Havok przybrał pozę słynnej rzeźby Michała Anioła.
- To rzeźba. Do tego Dawid jest nagi.
- No i co z tego? Ja się nie nadaję do aktu?
         Lily wytrzeszczyła oczy. Ten facet się z niej po prostu naśmiewa. I z pewnością ma niezły z tego ubaw.
- Lily, ja żartowałem. Ale przyznam, że było to warte twojego wyrazu twarzy. – Facet, nie rób tego więcej. I zachowuj się jakoś normalnie.
Malarka westchnęła, próbując się uspokoić.
- Może zacznijmy od tego, na czym będziesz siedzieć. Fotel, taboret... Chyba nawet mam coś takiego. – bez kontynuowania wypowiedzi, Lily wyszła z pomieszczenia. Przez dłuższą chwilę grzebała w rekwizytorni, by wreszcie z ogromnym wysiłkiem przetransportować do pracowni wielki i ozdobny tron. Tak to ją zmęczyło, że opadła na niego bez życia.
David prędko zjawił się zaraz przy niej.
- Nie wybaczę ci tego.
Przestraszona dziewczyna natychmiast wyprostowała się na siedzeniu. Co znów zrobiła źle?
- Powiedziałem, że ci nie wybaczę jak zachorujesz. A ty co? – założył ręce na piersi i spojrzał na nią groźnie. – Przełóżmy to, aż się wykurujesz.
- Nie! – Grey natychmiast zapomniała, że się z niej podśmiewał i się ożywiła. – Nie mamy czasu. Ja nie mam czasu. To tylko trzy miesiące. Leonardo da Vinci malował Monę Lisę siedem lat. A ja mam tylko trzy miesiące! – zatrzymała się gwałtownie na środku pomieszczenia. – Genialne! A takie proste i oczywiste! – widząc teraz niepewna minę mężczyzny, uśmiechnęła się tryumfalnie. Teraz już wiesz, jak to jest, gdy ktoś robi sobie z ciebie podśmiechujki? Ale rozwinęła myśl. – Co jest bardziej klasycznego od Mony Lisy? Najsłynniejszego portretu świata?
- Czyli... mam być Monem Lisem? – David wzniósł wysoko brwi.
- Tak. – Lily zachichotała.  – La Giocondem.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad wszystkim i gdy to przekalkulowała, cały jej entuzjazm osłabł.
- Kurczaki! Nie mogę przecież przełamać konwencji. – Teraz Grey całkiem spoważniała i ze skupioną miną krążyła od ściany do fotela.  – Nie mam deski z topoli. Ale to się jakoś załatwi. Choć tanio nie będzie. Dalej. Werniksy, grunt malarski. Malowanie na desce pochłania mnóstwo czasu i pracy.
- A co złego jest w płótnie? – Davey przerwał jej wyliczanie.
- Co jest złego? No, no, wszystko. Portret Mona Lisa na płótnie byłby zwykłą tanią podróbą, banałem, tandetą! To tak jakby... jakby Rihanna miała śpiewać piosenki Queen. Choć w sumie to byłoby jeszcze gorsze. Klasyka jest klasyką i taka musi pozostać. Jedyny portret Mona Lisa, to taki na desce. Nic innego nawet nie wchodzi w grę.
- Ok łapię, łapię. To tu tu jesteś artystką. – Havok uniósł dłonie w geście poddania.
- Ja... trochę mnie poniosło. Po prostu jestem bardzo tym przejęta. I chcę wszystko zrobić jak należy. Bo to nie chodzi o ten coroczny konkurs prac. Teraz przecież muszę się dodatkowo postarać, bo maluję to dla ciebie. Więc nie mogę niczego spartaczyć. – ożywienie podniosło Lily trochę ciśnienie. I skoro David zwracał się do niej w tak żartobliwy i bezpośredni sposób, to ona też przestanie się go wstydzić. Bo od dzisiaj będą ze sobą spędzać co najmniej kilka godzin dziennie. – I będziesz musiał mi wybaczyć. Mam zamiar wracać do domu i się kurować. Bo dzisiaj mogę co najwyżej zrobić szkic, dla zapoznania się z materiałem.
- Mam nadzieję, że będę łatwy do zapoznania. – mężczyzna odezwał się, siadając na tronie.

***
- Tak?
- Podbródek trochę wyżej. I trochę się pochyl w moją stronę. Myślałam, że już załapałeś o co chodzi. Przerabialiśmy to z tysiąc razy.
- To pokaż mi po raz tysiąc pierwszy. – Davey założył ręce na piersi, niczym naburmuszone dziecko.
Lily ostentacyjnie westchnęła, odłożyła paletę i podeszła do swojego modela, by poprawić jego usadowienie. Gdy robiła to pierwszy raz, ręce drżały jej i z lekką obawą ujmowała go za szczękę, by pod odpowiednik kątem ustawić głowę. Teraz, po tygodniu intensywnej pracy, była to dla  niej rutynowa, niczym nie wyróżniająca się czynność jak mieszanie farb.
Wszystkie przybory malarskie udało jej się zdobyć zadziwiająco szybko, chociaż pozbawiło ją to całej sumy ze stypendium.
Samo malowanie szło dość mozolnie. Te kilka kresek na zaimpregnowanej desce nie przedstawiało niczego szczególnego.
A David choć starał się, to po dłuższej chwili pozowanie bez zmiany pozycji nużyło go. Musiał się poruszyć, powiedzieć coś, wtrącić, opowiedzieć historię nie cierpiącą zwłoki. Pod tym względem bardzo przypominał Joannę i mogłoby się wydawać, że całkiem udanie ją zastępuje.
Ale tylko pozornie. Joanna była tylko jedna i towarzystwo Davida czy Antona nie mogło jej wynagrodzić nieobecność Thomson. Choć różniły się prawie wszystkim, to ich zażyłość graniczyła prawie z symbiozą. Studentka fotografii wprowadzała w życie Lily elementy szaleństwa i dobrej zabawy, ta ostatnia zaś niejednokrotnie sprowadzała swoją przyjaciółkę na ziemię. A poza tym, mimo przyzwyczajenia do męskiego towarzystwa, Grey potrzebowała też kontaktów z inną dziewczyną. A nękająca ją ostatnio Meg Stuart nie była dobrym kandydatem na osobę, z którą chętnie będzie spędzać czas.
Lily tęskniła za Joanną, ale to nie doprowadziło do jakiegokolwiek pojednania. Rana była zdecydowanie zbyt świeża, by robić z nią cokolwiek. Za każdym razem gdy mijała brunetkę na kampusie odczuwała, że coś silnie zaciska jej płuca i wbija miliony igiełek. Grey nie bardzo wiedziała, czy ten ból spowodowany był tęsknotą za przyjaciółką czy żalem, za to co Thomson jej zrobiła.
Dziewczyna wyrwała się z rozmyślań i ujęła w dłonie pędzel oraz paletę. Mieszała kolory; dobieranie odcieni zabierało więcej czasu niż samo malowanie. A nakładanie kolejnych warstw werniksu dodatkowo spowalniało proces powstawania arcydzieła.
- Hej! – pstryknęła palcami. – Hipnotyzuj wzrokiem! Czaruj! Wydziel z siebie te wszystkie pokłady zwierzęcego magnetyzmu. Nie możesz patrzeć jak jakaś ciepła klucha! Pokaż, kto tu jest mężczyzną i samcem alfa!
- Wydaje mi się, że chyba lepiej ode mnie wiesz, jak uwodzić kobietę. – warknął David.
- Nie, ja wiem, co chcę uzyskać na portrecie. I wiem, że potrafisz doprowadzić, by jednym spojrzeniem powodować galaretowatość nóg, kołatanie serca i gęsią skórkę.
- A skąd to wiesz? Z autopsji? – zapytał zaczepnie, przywołując na usta złośliwy uśmieszek.
Lily groźnie zmrużyła oczy. Czy on jako punkt honoru wyznaczył sobie denerwowanie jej i wyprowadzanie z równowagi?
- Hunter. – powiedziała cicho.
- Co Hunter?
- To Hunter powodował u mnie takie objawy. – dodała. Co było oczywistym kłamstwem. Mimo sympatii do wszystkich chłopaków z zespołu, za żadnym nie wzdychała. No, jeżeli już miała za czymś się tęsknie oglądać, to za długimi gęstymi włosami Davida za czasów „Sing the Sorrow”. Teraz sama dysponowała o wiele dłuższą fryzurą, więc sposób uczesania któregokolwiek z nich, przestał być dla niej powodem do modlenia się przed plakatami.
- Naprawdę? Przecież on jest łysy!
- Zazdrosny? Pożycz od niego żyletę i zgól się na zero. Może wtedy spojrzę na ciebie łaskawszym okiem. Ale teraz skup się! Bardzo cię proszę.
Ta krótka wymiana złośliwości nie przyniosła żadnego skutku. Havok zamiast się skoncentrować, rozsiadł się na tronie i mruczał pod nosem: łysy!
Lily, nie chcąc tracić czasu na fochy pana gwiazdora, odwróciła się do niego plecami i zajęła przygotowaniem laserunku, który musi „dojrzewać” przez kilka tygodni, by go wykorzystać w późniejszej fazie tworzenia obrazu.
-Zgłodniałem. Idę do tej chińskiej restauracji. Wziąć ci coś? – Davey zapytał przerywając ciszę. Naciągnął na siebie marynarkę i poprawił mankiety.
- Wybierz mi coś. Zdaję się na ciebie.
Drzwi trzasnęły i Havok opuścił pracownie. Wydawać by się mogło, że ich znajomość nie przebiega zbyt pomyślnie. Wyzłośliwiali się przy każdej możliwej okazji, ale Lily poczuła, że jakimś cudem lubi Davida. On również czuł się bardzo swobodnie w jej towarzystwie, a czasami nawet zbyt swobodnie. Jednak oprócz głupich żartów, często potrafili zasiedzieć się w pracowni i rozmawiać na poważne tematy. Rozmowy z nim były naprawdę pasjonujące. A zwłaszcza sposób, w jaki były prowadzone. Davey, z racji kilku lat więcej potrafił zachowywać się niczym wykładowca, by po chwili rzucić uwagę w bardzo lekkim tonie.
Ponad to udało mi się uczynić coś, nad czym nadaremnie od kilku lat pracował Anton. Zmuszał Lily do przerywania pracy i regularnego odżywiania się. Najzwyklej w świecie stawiał przed nią tackę z jedzeniem i nawet nie zwracał uwagi na jakiekolwiek słowa sprzeciwu. Był przy tym równie uparty co Lily, która w końcu skapitulowała  bo posiłki przynoszone przez Havoka pachniały tak cudownie i wpływały na to, że ślinka od razu ciekła jej z ust. Grey nie miała pojęcia, skąd on zna tyle różnych restauracji z tak pysznym wgetariańskim jedzeniem. Ale w końcu on tu mieszkał od dziecka, więc zapewne wiedział o Berkeley więcej, niż tylko umiejscowienie fajnych knajp.
Drzwi ponownie się otworzyły.
- Czego znów zapomniałeś? – zapytała Lily nie odrywając wzroku od miseczki, w której mieszała odpowiednie składniki.
- Lily...
 Ten głos zdecydowanie nie należał do jej modela. Ani tym bardziej perfumy o intensywnym kwiatowym zapachu, które omiotły ją, gdy Joanna znalazła się w pokoju. Artystka przerwała mieszanie, ale nie odwróciła się do przyjaciółki. Nie była pewna, co powinna zrobić.
- Co tu robisz? – zapytała, gdy nie doczekała się kontynuowania wywodu przez Thomson.
- Ja... ja wszystko spieprzyłam. Kolejny raz. I jest mi tak cholernie przykro. Jak zwykle daję dupy. I rozczarowuję cię  – to akurat z rozczarowaniem ma mało wspólnego, pomyślała z goryczą malarka. – Masz całkowite prawo być na mnie wściekła. Ja sama jestem na siebie wściekła. To wszystko przez ten alkohol, wiesz dobrze, że nie zachowałabym się tak normalnie! Myślę o tym bez przerwy i naprawdę nie potrafię siebie zrozumieć. Dlatego nie proszę cię o zrozumienie. Chciałam tylko, żebyś wiedziała, jak źle mi z tym. Jeżeli uznasz, że chcesz zerwać ze mną wszelki kontakt... – Lily usłyszała, że głos Joanny drży niebezpiecznie. – Ja nie będę ci się narzucać. Ale wiedz, że jesteś dla mnie najbliższą przyjaciółką. Byłaś dla mnie zbyt wspaniałomyślna i nie mogę cię prosić, byś kolejny raz wybaczyła mi moje głupie i bezmyślne zachowanie. Jesteś tak inna niż wszyscy i tak bardzo mi ciebie brakuje... – Joanna wybuchła głośnym płaczem.
Dopiero wtedy Lily odwróciła się. Thomson opierała sie o regał zawalony modelami z gliny, które malarka przygotowała kiedyś na zajęcia. Płakała zakrywając usta dłonią.
- Jo... – Lily zacisnęła usta. – Masz rację, to było dla mnie trudne. Czułam się upokorzona i poniżona. Byłaś dla mnie kimś naprawdę ważnym. – dziewczyna nie potrafiła mówić o uczuciach. Nie umiała ubierać ich w słowa. Dlatego słowo „ważny” miało takie właśnie znaczenie. Nie było pustym zapychaczem, komplementem rzucanym na ot tak. – Joanna, na miłość boską, to ja powinnam płakać! Nie ułatwiasz mi.
- Prze-przepraszam – brunetka głośno pociągnęła nosem.
- Posłuchaj. – zaczęła Lily. Przeczesała palcami włosy, by zebrać myśli. – Być może nie będzie już tak jak dawniej. Nie wiem czy nie będę żałować, gdy dam ci kolejną szansę, ale wydaje mi się, obie potrzebujemy siebie nawzajem. Zaufanie ci będzie dla mnie wyzwaniem. Dlatego proszę cię, nie wymagaj ode mnie jeszcze więcej. – Grey w końcu spojrzała Joannie w oczy.
- Naprawdę? – Thomson rozpromieniła się. Wyciągnęła ręce w stronę artystki. – Czyli zgoda?
- Zgo... – zaczęła, ale nie dokończyła, bo uścisk czarnowłosej ją sparaliżował.
Wciągnęła powietrze i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie może przełknąć śliny. Nie była na to przygotowana. Każdy bliższy kontakt fizyczny powodował, że Lily cała się spinała. Dotyk czyichś dłoni na jej skórze wywoływał dreszcze.
Muszę z tym walczyć, pomyślała, przecież to normalne, że ludzie się dotykają. Całą siłą woli skupiła się, by odwzajemnić przytulenie. Skończyło się na tym, że ledwie poklepała Joannę po plecach. No cóż, to i tak postęp. Czy kiedyś przestanie mi to przeszkadzać? Nie miała problemów, gdy ktoś dotykał ją w rękawiczkach, na przykład tatuażysta, czy jakimikolwiek przyrządami. Ale potarcie skóry o skórę wywoływał u niej reakcję, jakby ktoś ją poraził prądem. To głównie dlatego dla wszystkich wydawała się taka niedostępna i zdystansowana.
- Co to za zapach? – odezwała się Joanna, oswobadzając Lily ze swojego uścisku.
- To terpentyna wenecka. Ma taki głęboki, przyjemny zapach.
- Kojarzy mi się z tobą. – Joanna wzruszyła ramionami. – Myślałam nawet, że to może jakieś perfumy. Ale raczej do mnie by nie pasowały. – Przeniosła swój wzrok na zaimpregnowaną deskę z kilkoma kreskami, które na razie bardziej przypominały prace Picassa, niż zamawiany przez Davida portret.  – Widzę, że w końcu znalazłaś kandydata na portret. Kto to? – Przyjrzała się wiszącym szkicom. – Cholera! To naprawdę on? Jak to się stało?
 - Zapytał czy nie namaluję mu portretu. – Lily uśmiechnęła się z satysfakcją
- Jak i kiedy? – Joanna przysiadła na tronie.
- Zaraz po tym jak... noo wiesz – Grey wykrzywiła w bok głowę.
- Widzisz, nie ma tego złego..
- Faktycznie, nic tak nie zbliża ludzi jak bycie obrzyganym.
Uśmiech Joanny zbladł.
- Oj tam, stare dzieje... Ważne, że masz kogo malować. Ja też mam ciekawy projekt na zajęciach. Zdjęcia inspirowane sztuką. Coś w twoich klimatach.
- Pomóc ci coś wybrać?
- Jeśli miałabyś chwilę czasu. Spotkałybyśmy się, coś byś mi zasugerowała. No i przede wszystkim opowiesz mi WSZYSTKO o sama-wiesz-kim. – głową wskazała sztalugi.
- O Voldemorcie? – Lily zachichotała. Thomson spojrzała na nią z politowaniem.
- O Twoim modelu. A tak w ogóle gdzie on jest? Zresztą nieważne. Obiecałam, że zostawię go w spokoju. Jest cały twój.
- Joanna!
- No co? Zadzwoń, gdy nie będziesz tak pochłonięta panem gwiazdorem – przejrzała się w starym ozdobnym lustrze, poprawiła makijaż i widząc nachmurzoną minę Lily, mrugnęła do niej okiem. – Dobrze, ani słowa więcej. Bawcie się, ale bądźcie grzeczni. – dodała znikając za drzwiami.
Krótka wizyta Joanny spowodowała, że zagracona pracownia nabrała cieplejszych barw. Thomson i jej temperament podgrzewają temperaturę w każdym miejscu. Była niczym pierwszy ciepły wiosenny wiatr. Lily poczuła jak bardzo jej tego brakowało. Westchnęła głęboko i uświadomiła sobie, że uścisk w jej wnętrzu całkowicie wyparował, a zagnieździło się tak miłe poczucie ulgi.
- Jeszcze paruje – ciszę przerwało przyjście Havoka.
Dziewczyna otworzyła pakunek z logiem chińskiej restauracji, zręcznie złapała pałeczki i zaczęła jeść. Przez te wydarzenia naprawdę zgłodniała.
- Dobre! – zawołała z pełnymi ustami.
- Więcej zaufania, kobieto! – odpowiedział David rozdzielając pałeczki.
______________________________________________
Tylko miesiąc nieobecności. Robię postępy. Tak ogólnie rozdział miał być jeszcze wczoraj, ale wprowadziłam w nim mnóstwo poprawek. W sumie prawie w całości zmieniłam treść, więc to jeszcze więcej zajęło mi czasu. Osobiście nie wiem, która wersja jest lepsza - ta czy oryginalna. Więc dlaczego  napisałam to w taki sposób. Nie wiem. Pierwotnie David nie był aż takim żartownisiem, był bardziej bezpłciowy. To najistotniejsza zmiana. Dobbra nie zanudzam. ;)