poniedziałek, 7 października 2013

18

- Więc... – Lily w końcu przerwała milczenie. Od kilku godzin siedziała w samochodzie Davida i patrzyła na monotonny krajobraz przedstawiający głównie pola i lasy, a od czasu do czasu pagórki. Raz po raz przez jej myśli przemykała wizja Joanny. I za każdym razem Grey zaciskała mocno pięści. Chciała się choć na chwilę od tego odłączyć. – Ten Thomas Fency to psycholog, tak?
- No tak. – David zwrócił głowę w jej stronę.
- I niby w jaki sposób on rozwiąże mój problem?
- Wystarczy, że go poznasz i posłuchasz. Zaufaj mi.
- Skąd to wiesz? Z autopsji? – zapytała złośliwie.
- Niezła próba. Ale nie. Razem z Tomem studiowałem psychologię. Byliśmy naprawdę udanym duetem.
- Byliśmy? – Grey od razu wychwyciła subtelną zmianę głosu Davey’ego.
- Ostatnio nasze stosunki są dość... napięte. Poróżniła nas pewna kwestia.
- A to zaproszenie było od niego?
- Nie... od naszych... wspólnych znajomych, którzy uważają, że Tom przechodzi trudny okres, a ja nie powinienem zbyt osobiście traktować niektórych jego uwag.
- Rozuumiem. Znaczy nic nie rozumiem, ale nie muszę się w to wgłębiać, prawda? – Lily spojrzała na niego z ukosa.
- Co masz na myśli?
- No, że to twoja sprawa i nie musisz mi się z niej spowiadać. – dziewczyna wzruszyła ramionami. Przecież Davey był tylko jej modelem. A to, że postanowił jej teraz pomóc traktowała jak jego sposób na oderwanie się od nudy i rutyny. Nawet jeśli jako jedyny wyciągnął do niej dłoń. Nie chciała sobie niczego wyobrażać, a zwłaszcza tego, że mogłaby być przyjaciółką Davey’ego Havoka.
- Lily. Ufam ci, nie pamiętasz? – malarka popatrzyła na mężczyznę  ale ukryty za szkłami okularów przeciwsłonecznych był całkiem trudny do przejrzenia. W każdej chwili mógł wybuchnąć śmiechem i obrócić to wszystko w żart. To potrafiło być naprawdę irytujące, ale Lily musiała sama przed sobą przyznać, że właśnie przez to David dodatkowo ją fascynował.
- Pamiętam. Ale czy zawsze ufasz nowo poznanym osobom? To trochę naiwne, zwłaszcza że jesteś kimś sławnym.
- Gdybyś naprawdę chciała, to już dawno poleciałabyś z jakimś łakomym kąskiem do tych wszystkich szmatławców. Poza tym, a może dzięki tej sławie nauczyłem się rozpoznawać, kto jest wart moich gorzkich żali.
- Czyli teraz będziesz mi się wyżalał?
- Nie myśl sobie, że wypłakiwanie się na ramieniu jest zarezerwowane tylko dla ciebie.
- Ej, to było...! – Lily założyła ręce na piersi, udając obrażoną. A w tym czasie Davey chichotał pod nosem.
- W każdym razie... Spokojnie, na razie nie będę używał twojej kurtki jako chusteczki higienicznej. Tom i ja chwilowo przeprowadzamy konkurs, kto jest bardziej upartym osłem. Tak przynajmniej twierdzi większość naszych wspólnych znajomych. Osobiście nie uważam się za osła, to tak dla jasności. Nie podoba mi się, gdy ludzie oceniają coś, nie mając całego obrazu sytuacji. A prawda jest taka, że Thoma źle się wyraża o mojej dziewczynie, Carli.
- Jak mogłam nie wpaść, że  cały zgrzyt rozgrywa się przez dziewczynę. – Lily westchnęła ostentacyjnie. Czyli Dave rzeczywiście ma kogoś. Na dodatek jakąś Carlę, która w głowie malarki od razu przybrała postać ognistej hiszpanki tańczącej flamenco. Skrzywiła się, bo ktoś taki w ogóle nie pasował do Havoka. Oczywiście tylko w jej wyobraźni. I nie, wcale nie brała pod uwagę, że sama byłaby dla niego lepsza.
- To wcale nie jest taki błahy problem. Tom uważa, że Carla ma na mnie zły wpływ. To kompletna bzdura. Rozumiem, można za kimś nie przepadać, ale niby w czym Carla jest gorsza od innych kobiet. Faktycznie, nie przypomina żadnej z moich poprzednich partnerek ale, do cholery, co z tego?! – David uderzył z frustracją w kierownicę.
- Jeżeli jesteście szczęśliwi... Nie wiem, David. Nie bardzo mogę się wypowiedzieć.
- Jesteśmy szczęśliwi... tak mi się wydaje. Nawet czasem myślę, że powinienem jej się oświadczyć.
- Powinienem? – popatrzyła na niego zdziwiona.
- Wydaje mi się, że ona tego oczekuje.
- A ty? Oświadczyny to jest oznaka poważnego zaangażowania. Jesteś pewien, że chciałbyś spędzić z nią resztę życia?
- Zupełnie jakbym słyszał Toma! Tylko bardziej sceptycznym tonem. A ja nie wiem! Skąd mam wiedzieć czy za dziesięć lat nie zmieni mi się to? Człowiek nie jest jednowymiarowy i stały. Różne czynniki wpływają na osobowość każdego.
- Ale czy teraz czujesz, że nie potrafiłbyś bez niej żyć? Czy śpiewając „I met my love before I was born”*, to własnie jej obraz masz przed oczami?
- Ktoś tu, jak widzę, odrobił lekcje.
- Ten ktoś odrabia je sumiennie od ośmiu lat. Ale nie to jest teraz tematem naszej rozmowy. Najważniejsze to czuć, że gdzieś w świecie jest ktoś, kto cierpliwie na ciebie czeka. I świadomość, że nawet w czasie największej zawieruchy masz do kogo wrócić.
- Tak. Masz rację.
- Wiem, ja zawsze mam rację.
- Za to skromności ci poskąpiono. – David wypiął język. Czy on kiedykolwiek zachowuje się jak przystało na poważnego człowieka? Chyba nie, ale to nawet lepiej.
- Dopiero teraz na to zwróciłam uwagę. Co się stało z twoim kolczykiem? – Lily przygryzła wargę i uniosła brwi.
- To głupia historia. Wyrwał mi się podczas bójki.
- Co? – Grey wybuchła śmiechem.
- Co w tym śmiesznego? Jakiś frajer wjechał we mnie ubłoconym rowerem, to mu zwróciłem uwagę, zaczęliśmy się szarpać i zanim cokolwiek poczułem, kolczyk zaczepił się o jego koszulę. Jedno pociągnięcie i zostałem bez niego.
- Mhm. A teraz przypomnij sobie, że mi ufasz i powiedz prawdę. – dziewczyna od razu wyczuła, że Dave wciskał jej kit. Nie wiedziała tylko dlaczego.
- Dlaczego uważasz, że to zmyśliłem?
- Nie masz blizny. A tak się składa, że doskonale wiem, jak wygląda skóra po wyrwanym kolczyku. – Lily dotknęła językiem prawego kącika ust. Wyczuła w tym miejscu zgrubienie powstałe w wyniku założonych tam szwów. -  W końcu sama mam ich szesnaście.
- Widzę, że mamy tu specjalistę. Skoro już musisz wiedzieć, po prostu go wyjąłem, wielkie mi halo.
- Zawsze myślałam, że go lubisz... – Lily wzruszyła ramionami i odwróciła głowę.
- Ale przestałem go lubić. Mam do tego prawo czy też nie?
- Oczywiście, że masz. Nie musisz się tak bulwersować. Tylko po co wymyślać jakieś niestworzone historie?
- Dopiero ty nie dałaś się na to nabrać. – mruknął.
- Davey Havok uwikłany w sieć kłamstw.
- Daruj sobie, dobrze? – pierwszy raz, odkąd go poznała, Lily widziała Davida tak zirytowanego. Nie było już śladu po tym wiecznie żartującym i wyluzowanym mężczyźnie, który codziennie kręcił się na tronie i utrudniał jej malowanie.
- Dobrze. Nie chciałam cię zdenerwować.
- Przepraszam, po prostu... po prostu zmieńmy temat, co ty na to? Więc mówisz, że masz szesnaście kolczyków, tak?
- Tak, po osiem na każde ucho.
- Uszy są takie oklepane, myślałem  że przekułaś sobie mniej sztampowe miejsca. – uśmiechnął się wrednie.
- Cóż to za spekulacje! Kilka lat temu miałam też kolczyk w wardze, ale prawdę mówiąc piercing nigdy aż tak do mnie nie przemawiał. Wolę tatuaże.
- Których posiadasz aż całe dwa.
- Aż całe dwa, to pozwalam ci dojrzeć. Wszystkich mam trzynaście.
- Naprawdę?! – Davey spojrzał na nią znad okularów. – Więc dlaczego ich nie pokazujesz?
- Bo one są dla mnie, a nie dla widoku innych. – Lily zaczęła skubać skórkę przy paznokciu. Wcale nie miała zamiaru mówić mu o tatuażach, ale jakoś samo jej się to wyrwało.
- Tak są szkaradne?
- Nie! Są piękne, naprawdę piękne  Ale... tatuaże to nie tylko ozdoba ciała. Znaczą dla mnie wiele. I przecież są moje. Nie muszę ich nikomu pokazywać.
- Tak, ale... chciałbym je kiedyś zobaczyć... – Słysząc to, dziewczyna aż się zarumieniła. Szybko odwróciła głowę w stronę okna, by ukryć przed mężczyzną swoje zakłopotanie. Żeby mu je wszystkie pokazać, musiałaby stanąć przed nim prawie naga. Z trudem przełknęła ślinę. Ale przecież to niemożliwe! On ma dziewczynę! Której się oświadczy. I powiedział to tylko dlatego, że nie ma bladego pojęcia, w jakich miejscach znajdują się jej tatuaże. Gdyby wiedział, na pewno by mu to nawet przez myśl nie przeszło. – No, ale, ekhm... – David poprawił swoje usadowienie na fotelu. – Więc, yy... Często bywasz w Los Angeles?
- Dave, zmieniasz tematy z prędkością światła.
- Myślałem... wydawało mi się, że nie chcesz o tym rozmawiać.
- Dobrze ci się wydawało. – Lily objęła się ramionami.  – Ale nikt mnie do tej pory o tatuaże nie pytał.
- Nic dziwnego, skoro ludzie o nich nie wiedzą.
- Anton wie. I...
- I Joanna.
- Tak. – Grey zacisnęła usta, słysząc imię swojej przyjaciółki. Nie chcę o niej teraz myśleć. – Ja zrobiłam swój pierwszy tatuaż niedługo po osiemnastych urodzinach. I potem już nie potrafiłam przejść obojętnie obok salonu tatuażu. Zresztą co ja ci będę opowiadać, sam ozdabiałeś się nie jeden raz. Każdy z motywów nie tylko upiększa moje ciało. Myślałeś kiedyś o tym, dlaczego odczuwamy ból? Ja... potrzebowałam... potrzebuję tego. Przeświadczenia, że że panuję nad ciałem, że jest moje. Ból to jedyne, co potrafię odczuwać. David, ja oszukuję siebie i wszystkich, wmawiając, że wiem co to szczęście albo radość. Jestem pustą powłoką, zaopatrzoną tylko w receptory bólu. Tylko dzięki temu mogę upewniać się, że żyję.
- Lily... – Havok po raz pierwszy od początku podróży zdjął okulary. Patrzył na nią tak długo, że dziewczyna zaczęła się obawiać, że zaraz spowoduje wypadek. Niemniej, w jego spojrzeniu dostrzegła zrozumienie.
- Wiem, że to głupie, ale nigdy nie miałam okazji być w LA. – odpowiedziała, zupełnie jakby między tą kwestią, a pytaniem Davida nie powiedziała niczego innego. Niczego tak skrzętnie ukrywanego i szczerego.
Jedyną reakcją mężczyzny było tylko głębokie westchnięcie. Dowiedział się przecież więcej, niż mógłby kiedykolwiek oczekiwać. To mu powinno wystarczyć.
- Prawdę mówiąc niewiele różni się od innych miast. Oczywiście nie każda metropolia wita cię napisem Hollywood, ale w gruncie rzeczy niczym nadzwyczajnym nie zachwyca.
- Duże miasta budzą we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony przytłaczają wielkością, ale z drugiej kuszą i fascynują każdą krętą uliczką. – Lily niecierpliwie spojrzała w okno, mając nadzieję ujrzeć na tle ciemniejącego powoli nieba łunę jasnych świateł.
Chciałaby już tam dojechać, zanim znów zacznie uzewnętrzniać swoje najbardziej skryte tajemnice. Po raz pierwszy odkąd się poznali, Grey miała dość towarzystwa Havoka. I nie chodziło tu konkretnie o niego. Tylko o Lily. Dopóki myślała o Davidzie jak o swoim modelu czy kliencie, to wszystko było łatwe. Teraz, kiedy on mówi, że jej ufa, wszystko się tylko skomplikuje. Zostaną „przyjaciółmi”. A od tego już tylko pozostaje krok, by popuścić wodze fantazji i wpakować się w jakieś głupie i całkowicie niepotrzebne zauroczenie, podsycane nadzieją i zaufaniem Davida, choć on będzie uważał ją tylko za przyjaciółkę  Po co jej jakieś niezręczne sytuacje, problemy, które powstaną, a powstaną na pewno, Dave nie jest kretynem, szybko się zorientuje, że niechybnie stał się niezamierzenie obiektem westchnień Lily. I jedynym wyjściem z tej sytuacji będzie zakończenie znajomości.
To głupie. A Havok sam do tego doprowadza. Przyjaźni mu się zachciało. Czy może sprzymierzeńca w walce ze swoim przyjacielem Thomasem? Możliwe, że ta wycieczka do Los Angeles miała i drugie dno? Może Davey wcale nie był taki bezinteresowny?
Takie myślenie wkrótce ją zabije. Jak nie doprowadzi do obłędu, to przez stres z nim związany Lily nabawi się jakiś niewydolności sercowych czy czegoś w tym rodzaju. Tak czy inaczej bezpowrotnie pożegna się z tym światem. Stop. Przestań o tym myśleć!
- Już widzę, jak Tom będzie tobą zachwycony – David skomentował jej wypowiedź, nieświadomy toczących się w głowie Lily wojen. – Chociaż, jak tak teraz o tym pomyślę, to nie wiem, czy nie będzie chciał mi cię podkraść. – mężczyzna uśmiechnął się i spoglądając w lusterko, poprawił niesforne pasmo włosów opadające mu na czoło.
- Próbujesz mnie z nim zeswatać  – Lily nabrała powietrza w płuca. To nawet całkiem sprytne, jeśli chciał przekierować zainteresowanie dziewczyny na kogoś innego. Wtedy nie musiałby odczuwać żadnych wyrzutów sumienia, w razie jakiegoś niespodziewanego zapałania do niego uczuciem. Tylko dlaczego, do cholery, prowokował wszystkie zmysły Lily używając takich słodkich słówek?
- W przypadku Toma sprawdza się powiedzenie, że przeciwieństwa się przyciągają. A ty jesteś do niego zbyt podobna. Poza tym on chwilowo nie jest zainteresowany związkami.
- Dlaczego? – malarka mogła wyrzucić swoją teorię do kosza. Ale to niczego nie wyjaśniło, niezadane na głos pytania nadal pozostały bez odpowiedzi.
- Sądzę, że lepiej jak Fency sam ci o tym opowie.
- Skąd pewność, że w ogóle poruszy ten temat?
- Możliwe, że piętnastoletnia znajomość ma z tym coś wspólnego. – mężczyzna posłał jej figlarny uśmiech.
 Lily momentami miała dość tego jego całego arsenału min. A najbardziej wkurzało ją, że David tak skutecznie potrafił za tymi wszystkimi uśmieszkami schować swoje prawdziwe uczucia. Ale z drugiej strony lepiej było maskować się pozytywnymi wyrazami twarzy, a nie wiecznym naburmuszeniem, jak to ona potrafiła robić.
Minęli wzgórze, gdy niespodziewanie przed nimi ukazała się panorama Los Angeles. Lily aż podniosła się na siedzeniu, by pochłonąć wzrokiem taki widok. Z niemym zachwytem i szeroko otwartymi ustami wodziła oczami  by w całości ogarnąć wspaniały widok. Ale nie była w stanie. Nieskończone wręcz połacie budynków oświetlone milionami latarń i neonów, podziałały pobudzająco na malarkę. Jeszcze nigdy w życiu, nie widziała czegoś takiego. Nie potrafiła nazwać ani tego, co widziała, ani tego, co w niej się narodziło w związku z tym widokiem. Rozplanowane rzędy oświetlonych ulic przecinających się nawzajem. Przedmieścia ciągnące się kilometrami, prawie idealnie płaskie, niezaburzone wyrastającymi znikąd wieżowcami. Dopiero w odległości, zdawać by się mogło nieosiągalnej, stały majestatycznie drapacze chmur. W różnych kształtach, fantazyjnie oświetlone wryły się w pamięć dziewczyny. Całe miasto magicznie odcinało się od ciemniejącego nieba, rozjaśnionego przez łunę.
Kiedy wreszcie jechali ulicami LA, malarka żałowała, że nie ma dodatkowych sześciu par oczu. Architektoniczne dzieła sztuki zasługiwały na dłuższą kontemplację i analizę, a Lily mogła im poświęcić tylko ułamek sekundy. Zadzierała wysoko głowę, by spojrzeć na biurowce i siedziby najróżniejszych korporacji. Od tego widoku aż zakręciło jej się w głowie.
Ludzie przyjeżdżali tu dla rozrywek, dla sławy, pieniędzy, lepszego życia. Grey wiedziała, że będzie przyjeżdżać tu tylko, by zaspokajać swój głód tak wspaniałego teatru świateł, kolorów i kształtów.
- Nie mów, że ciebie to nie rusza. – odezwała się, gdy w końcu zaczęło do niej docierać, że David zamiast podziwiać to ucieleśnienie kontrolowanego chaosu, bez przerwy przyglądał się jej.
- Obawiam się, że ten widok mi spowszechniał  A może zachwyt nad nim zbladł po tym, co dane mi było zobaczyć w życiu
- Na przykład co? – Lily oczywiście wiedziała, że w tym wielkim świecie jest jeszcze mnóstwo cudów. Wiele z nich oglądała na zdjęciach. Ale to się przecież nie liczyło. Nigdy nie spodziewała się, że panorama Los Angeles wywoła u niej takie uczucie uniesienia i podniecenia.
- Na przykład plamki świateł tańczące na twoich włosach. Są zniewalające. – dziewczyna automatycznie dotknęła dłonią czubka głowy. Poprawiła grzywkę, by choć trochę zasłonić swoje zawstydzenie.
Czemu on jej to mówił? W jakie gierki znów pogrywał. Raz mówi o swojej dziewczynie, a potem prawi takie komplementy. Jaki miał w tym cel? Ukryty za maską pewności siebie i wyluzowania, jak zwykle nie ukazywał swych prawdziwych zamiarów. Być może, znów z niej się nabijał. Tylko tym razem w bardziej wyrafinowany sposób?
Jechali w stronę zachodniego Hollywood. Lily dostrzegła na wzgórzach majaczących na horyzoncie słynny biały napis. Ale uczucie uniesienia musiała schować głęboko, gdyż właśnie dojeżdżali na miejsce. Malarka spodziewała się jakiejś poradni psychologicznej albo zwykłego domu pana Fency’ego. A tymczasem David zaparkował przed klubem, którego nazwa „The Plaza” nic dziewczynie nie mówiła. Teraz rozumiała, dlaczego musiała się ubrać bardziej ekstrawagancko. Ale to nie tłumaczyło, w jaki sposób wizyta w klubie pomoże rozwiązać jej problem. Jeśli David sądzi, że przez taniec i hulankę zapomni o wszystkim, to jest w ogromnym błędzie. Ale przecież Davey należał do ruchu Straight Edge, więc takie wariactwo raczej nie było w jego stylu.
Mężczyzna obojętnie minął długą kolejkę, skinął w stronę bramkarza, złapał Lily za rękę i pociągnął za sobą. Dziewczyna, jak zwykle czując kontakt ze skórą kogoś innego, mimowolnie się spięła. Weszli do zatłoczonej i dusznej sali. Przeciskali się przez tłumy tańczące, wyginające się i ocierające się o siebie. Wkoło można było wyczuć atmosferę wyczekiwania. Tylko na co?
Wszyscy pracownicy sprawiali wrażenie, że znali Davida. Czyżby to właśnie byli jego znajomi? Havok, nadal ściskając Grey za rękę, podszedł do stłoczonej grupki przy barze. Lily czuła się nerwowo, od góry do dołu ustrojona w panterkę, ale widząc te kobiety odetchnęła z ulgą. Jej zwierzęcy deseń był niczym w porównaniu ze strojami tych bywalczyń klubu. Mocny, wyzywający makijaż, pełen brokatowych zdobień, połyskujące cekinami sukienki i pierzaste węże boa – to elementy prawie każdej kreacji. Dave puścił ją i rozpoczął rytuał przywitań. Każdą z towarzyszek witał z osobna i zamieniał z nią kilka zdań. Dziewczyna czuła się jak piąte koło u wozu, zupełnie niepotrzebna. Wreszcie, gdy wszyscy się z nim przywitali cała uwaga skupiła się na Lily. Malarka z goryczą stwierdziła, że wolała być ignorowana niż stać teraz w świetle reflektorów.
- To fenomenalna artystka i bardzo ważna dla mnie osoba – Lily Grey. – przedstawił ją.
Grey uśmiechnęła się niepewnie, a jej dłoń ujęła stojąca najbliżej brunetka. Lily drgnęła, gdy iskra przeskoczyła z palców ozdobionych mnóstwem pierścionków na jej rękę. Wtedy też zauważyła, że kobieta ma nad wyraz dobrze wyrobione mięśnie ramion. A ponad to nieprzeciętnie męską szczękę i delikatny zarys zarostu.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy. Osoba początkowo brana za kobietę, tak naprawdę była mężczyzną! Obrzydliwym zboczeńcem w ciasnej sukience i krwiście czerwonej szmince na ustach. Czując rodzące się przerażenie i obrzydzenie, rozejrzała się dookoła siebie. Wszyscy znajomi Davida byli transwestytami! Nogi się pod nią ugięły, świat przestał być wyraźny i Lily zaczęła ogarniać ciemność, gdy krąg przebierańców zacieśnił się wokół niej.
__________________________________________________
Tak, dodałam coś nowego. Cieszycie się? Pewnie tak, zwłaszcza, że zrobiłam to tak szybko. Ale po przeczytaniu tego pewnie miny wam już zrzedły. Dla mnie ten fragment jest po prostu słaby i nudny. I w ogóle taki be. Po poprzednim nie wiem czy uda mi się stworzyć coś tak spektakularnego. Teraz mam jeszcze jeden problem. Ale to akurat mało ważne.
Większym problemem są moje studia, a co za tym stoi - brak czasu. Być może nawet przez dłuższy czas niczego nie dodam. A jestem zła na siebie, bo coś się w końcu dzieje, a ja nie mam kiedy tego opisać! Grrr!
* Fragment piosenki AFI "Love like winter" z płyty "Decemberunderground"

8 komentarzy:

  1. omg, szczerze mówiąc wszystkiego się spodziewałam, ale transwestytów? nigdy w życiu! fuj fuj fuj, nie żeby coś, ale wczułam się w rolę głównej bohaterki, i czytając o transwestytach po prostu się przeraziłam. co będzie dalej? mam nadzieję, że ogarniesz jakoś ten swój czas i napiszesz w tym miesiącu jeszcze coś...:)

    /Buntowniczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przestajesz mnie zaskakiwać. Najpierw informacja Joanny a teraz to?! Powaliłaś mnie :) i mam nadzieję, że jakoś się z tego wytłumaczysz w następnym rozdziale.
    Aha, jak przeczytałam imię dziewczyny Davida, od razu przyszła mi do głowy Carla z serialu Scrubs :) nie potrafię zapanować na moją wyobraźnią, wybacz :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam do siebie na nowy rozdział. Mam szczerą nadzieję, że Ci się spodoba :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć! Przepraszam za spam, ale prosiłaś, dlatego zapraszam Cię na Lot pierwszy! Czytasz+Komentujesz=Motywujesz, pamiętaj:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kobietko, żyjesz?
    A przy okazji zapraszam na nowym rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczynam się o Ciebie poważnie martwić, kochana. Nie odzywasz się, nic nie dodajesz... Gdzie jesteś?

    OdpowiedzUsuń
  7. To znowu ja :) Zapraszam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Napisałam na gg, ale napiszę i tu, żeby tradycji stało się zadość - zapraszam na nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń