poniedziałek, 12 sierpnia 2013

15

Gdy doszły do budynku galerii, Grey miała już serdecznie dosyć paplaniny Meg. O ile monologi Joanny były do wytrzymania, to Stuarts, która wszystkich oczerniała i obśmiewała, przekroczyła wszelkie granice przyzwoitości. Lily miała nadzieję umknąć jej na ćwiczeniach. Z ulgą dostrzegła, że profesor Hillis przywołał Meg do siebie w związku z jakimiś nieścisłościami w jej pracy.
Ćwiczenia, podczas których omawiano różne sposoby przedstawiania postaci ludzkich na pejzażach, były wbrew pozorom bardzo nudne. Mimo to, wymagały skupienia i koncentracji. Gdy się skończyły, Lily odetchnęła z ulgą.
Jeszcze tylko dwie godziny wykładu z sztuki współczesnej u Collinsa. A potem Lily będzie mogła już swobodnie martwić się, jak skontaktuje się z Davey’m Havokiem.
To mogło być problematyczne, zważając na fakt, że dziewczyna nie wiedziała gdzie on mieszka, a w stanie wczorajszego oszołomienia nie wzięła też jego numeru telefonu.
To mogło być problematyczne. I pewnie by było, gdyby nie to, że David stał przy fontannie na placu przed budynkiem Wydziału Malarstwa i Grafiki. Lily poczuła jednocześnie ulgę i niepokój.
-Hej – powiedziała, gdy odwrócił się w jej stronę. – Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo. – natychmiast zasadziła niesforny kosmyk włosów za ucho, ukazując rząd kolczyków-kulek w płatku ucha.
- Szczerze mówiąc, trochę dłużej niż się spodziewałem. – odparł, śledząc wzrokiem ruch jej dłoni poprawiającej fryzurę.
- Kurczę! – szepnęła pod nosem. – Powinnam jeszcze pójść na wykład... aaale, chrzanić to – machnęła znów dłonią. Zdecydowanie powinna coś z tym zrobić. Te ręce latają całkowicie poza jej kontrolą. – Profesor chyba będzie zadowolony. – dodała, ruszając alejką.
- Wykładowca cieszący się, że opuszczasz jego wykłady – Havok gwizdnął cicho. – Dużo się zmieniło, odkąd tu studiowałem.
- Chodziło mi o to – odchrząknęła – Że profesor Collins stwierdził, że się przepracowuję, no i że powinnam wyluzować. W takim razie tylko wypełniam jego radę.
- Dobrze, że pomagam ci się wyluzować. – mężczyzna wyszczerzył zęby. – Jedziemy do ciebie? – zapytał, kierując swój wzrok na luksusowy srebrny samochód.
- Nie. Mam pracownię w teatrze, całkiem niedaleko.
Jej pracownia w pełni zasługiwała na tę nazwę. Panował w niej artystyczny nieład, oprócz jej przyborów znajdowały się tam elementy scenografii. Jako że była najlepsza na roku zaproponowano jej współpracę z teatrem. Polegało to głownie na przygotowaniu tła do przestawień, ale dzięki temu mogła podreperować swój skromny budżet. A ten spory magazyn był o wiele lepszym miejscem do malowania niż jej sypialnia.
- Przygotowałam kilka szkiców. Ale nie jestem co do nich pewna. Ale jeśli masz swoje pomysły, to chętnie ich wysłucham. – Lily miała nadzieję, że zachowuję się co najmniej profesjonalnie; nie pozwalała dojść do głosu swojej nieśmiałości i świadomości, że rozmawia z samym Davey’m Havokiem z AFI, za którym piszczały i do którego modliły się jej koleżanki z forum internetowego. „Iskierka i Żaba z pewnością by padły i nie mogły wykrztusić ani jednego słowa. Puknij się i się zachowuj!” Uśmiechnęła się krzywo, bo po raz kolejny karciła się w myślach.
- Oddaję się caały w twoje ręce. – Havok, w przeciwieństwie do niej był całkiem wyluzowany. Ze swobodnym uśmiechem i doskonałym humorem kwitnącym na twarzy, wyglądał jakby traktował to jak świetną zabawę.
-Ok. Preferujesz jakiś konkretny styl czy którąś z technik? – Lily zacisnęła palce na notatniku, by mieć pod kontrolą swoje rozlatane jak śmigła helikoptera ręce.
- Ufam ci. Maluj jak chcesz. Chociaż... nie obrażając Picassa, chcę mieć oczy na swoim miejscu. – parsknął śmiechem. – A może jak Dawid? – Havok przybrał pozę słynnej rzeźby Michała Anioła.
- To rzeźba. Do tego Dawid jest nagi.
- No i co z tego? Ja się nie nadaję do aktu?
         Lily wytrzeszczyła oczy. Ten facet się z niej po prostu naśmiewa. I z pewnością ma niezły z tego ubaw.
- Lily, ja żartowałem. Ale przyznam, że było to warte twojego wyrazu twarzy. – Facet, nie rób tego więcej. I zachowuj się jakoś normalnie.
Malarka westchnęła, próbując się uspokoić.
- Może zacznijmy od tego, na czym będziesz siedzieć. Fotel, taboret... Chyba nawet mam coś takiego. – bez kontynuowania wypowiedzi, Lily wyszła z pomieszczenia. Przez dłuższą chwilę grzebała w rekwizytorni, by wreszcie z ogromnym wysiłkiem przetransportować do pracowni wielki i ozdobny tron. Tak to ją zmęczyło, że opadła na niego bez życia.
David prędko zjawił się zaraz przy niej.
- Nie wybaczę ci tego.
Przestraszona dziewczyna natychmiast wyprostowała się na siedzeniu. Co znów zrobiła źle?
- Powiedziałem, że ci nie wybaczę jak zachorujesz. A ty co? – założył ręce na piersi i spojrzał na nią groźnie. – Przełóżmy to, aż się wykurujesz.
- Nie! – Grey natychmiast zapomniała, że się z niej podśmiewał i się ożywiła. – Nie mamy czasu. Ja nie mam czasu. To tylko trzy miesiące. Leonardo da Vinci malował Monę Lisę siedem lat. A ja mam tylko trzy miesiące! – zatrzymała się gwałtownie na środku pomieszczenia. – Genialne! A takie proste i oczywiste! – widząc teraz niepewna minę mężczyzny, uśmiechnęła się tryumfalnie. Teraz już wiesz, jak to jest, gdy ktoś robi sobie z ciebie podśmiechujki? Ale rozwinęła myśl. – Co jest bardziej klasycznego od Mony Lisy? Najsłynniejszego portretu świata?
- Czyli... mam być Monem Lisem? – David wzniósł wysoko brwi.
- Tak. – Lily zachichotała.  – La Giocondem.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad wszystkim i gdy to przekalkulowała, cały jej entuzjazm osłabł.
- Kurczaki! Nie mogę przecież przełamać konwencji. – Teraz Grey całkiem spoważniała i ze skupioną miną krążyła od ściany do fotela.  – Nie mam deski z topoli. Ale to się jakoś załatwi. Choć tanio nie będzie. Dalej. Werniksy, grunt malarski. Malowanie na desce pochłania mnóstwo czasu i pracy.
- A co złego jest w płótnie? – Davey przerwał jej wyliczanie.
- Co jest złego? No, no, wszystko. Portret Mona Lisa na płótnie byłby zwykłą tanią podróbą, banałem, tandetą! To tak jakby... jakby Rihanna miała śpiewać piosenki Queen. Choć w sumie to byłoby jeszcze gorsze. Klasyka jest klasyką i taka musi pozostać. Jedyny portret Mona Lisa, to taki na desce. Nic innego nawet nie wchodzi w grę.
- Ok łapię, łapię. To tu tu jesteś artystką. – Havok uniósł dłonie w geście poddania.
- Ja... trochę mnie poniosło. Po prostu jestem bardzo tym przejęta. I chcę wszystko zrobić jak należy. Bo to nie chodzi o ten coroczny konkurs prac. Teraz przecież muszę się dodatkowo postarać, bo maluję to dla ciebie. Więc nie mogę niczego spartaczyć. – ożywienie podniosło Lily trochę ciśnienie. I skoro David zwracał się do niej w tak żartobliwy i bezpośredni sposób, to ona też przestanie się go wstydzić. Bo od dzisiaj będą ze sobą spędzać co najmniej kilka godzin dziennie. – I będziesz musiał mi wybaczyć. Mam zamiar wracać do domu i się kurować. Bo dzisiaj mogę co najwyżej zrobić szkic, dla zapoznania się z materiałem.
- Mam nadzieję, że będę łatwy do zapoznania. – mężczyzna odezwał się, siadając na tronie.

***
- Tak?
- Podbródek trochę wyżej. I trochę się pochyl w moją stronę. Myślałam, że już załapałeś o co chodzi. Przerabialiśmy to z tysiąc razy.
- To pokaż mi po raz tysiąc pierwszy. – Davey założył ręce na piersi, niczym naburmuszone dziecko.
Lily ostentacyjnie westchnęła, odłożyła paletę i podeszła do swojego modela, by poprawić jego usadowienie. Gdy robiła to pierwszy raz, ręce drżały jej i z lekką obawą ujmowała go za szczękę, by pod odpowiednik kątem ustawić głowę. Teraz, po tygodniu intensywnej pracy, była to dla  niej rutynowa, niczym nie wyróżniająca się czynność jak mieszanie farb.
Wszystkie przybory malarskie udało jej się zdobyć zadziwiająco szybko, chociaż pozbawiło ją to całej sumy ze stypendium.
Samo malowanie szło dość mozolnie. Te kilka kresek na zaimpregnowanej desce nie przedstawiało niczego szczególnego.
A David choć starał się, to po dłuższej chwili pozowanie bez zmiany pozycji nużyło go. Musiał się poruszyć, powiedzieć coś, wtrącić, opowiedzieć historię nie cierpiącą zwłoki. Pod tym względem bardzo przypominał Joannę i mogłoby się wydawać, że całkiem udanie ją zastępuje.
Ale tylko pozornie. Joanna była tylko jedna i towarzystwo Davida czy Antona nie mogło jej wynagrodzić nieobecność Thomson. Choć różniły się prawie wszystkim, to ich zażyłość graniczyła prawie z symbiozą. Studentka fotografii wprowadzała w życie Lily elementy szaleństwa i dobrej zabawy, ta ostatnia zaś niejednokrotnie sprowadzała swoją przyjaciółkę na ziemię. A poza tym, mimo przyzwyczajenia do męskiego towarzystwa, Grey potrzebowała też kontaktów z inną dziewczyną. A nękająca ją ostatnio Meg Stuart nie była dobrym kandydatem na osobę, z którą chętnie będzie spędzać czas.
Lily tęskniła za Joanną, ale to nie doprowadziło do jakiegokolwiek pojednania. Rana była zdecydowanie zbyt świeża, by robić z nią cokolwiek. Za każdym razem gdy mijała brunetkę na kampusie odczuwała, że coś silnie zaciska jej płuca i wbija miliony igiełek. Grey nie bardzo wiedziała, czy ten ból spowodowany był tęsknotą za przyjaciółką czy żalem, za to co Thomson jej zrobiła.
Dziewczyna wyrwała się z rozmyślań i ujęła w dłonie pędzel oraz paletę. Mieszała kolory; dobieranie odcieni zabierało więcej czasu niż samo malowanie. A nakładanie kolejnych warstw werniksu dodatkowo spowalniało proces powstawania arcydzieła.
- Hej! – pstryknęła palcami. – Hipnotyzuj wzrokiem! Czaruj! Wydziel z siebie te wszystkie pokłady zwierzęcego magnetyzmu. Nie możesz patrzeć jak jakaś ciepła klucha! Pokaż, kto tu jest mężczyzną i samcem alfa!
- Wydaje mi się, że chyba lepiej ode mnie wiesz, jak uwodzić kobietę. – warknął David.
- Nie, ja wiem, co chcę uzyskać na portrecie. I wiem, że potrafisz doprowadzić, by jednym spojrzeniem powodować galaretowatość nóg, kołatanie serca i gęsią skórkę.
- A skąd to wiesz? Z autopsji? – zapytał zaczepnie, przywołując na usta złośliwy uśmieszek.
Lily groźnie zmrużyła oczy. Czy on jako punkt honoru wyznaczył sobie denerwowanie jej i wyprowadzanie z równowagi?
- Hunter. – powiedziała cicho.
- Co Hunter?
- To Hunter powodował u mnie takie objawy. – dodała. Co było oczywistym kłamstwem. Mimo sympatii do wszystkich chłopaków z zespołu, za żadnym nie wzdychała. No, jeżeli już miała za czymś się tęsknie oglądać, to za długimi gęstymi włosami Davida za czasów „Sing the Sorrow”. Teraz sama dysponowała o wiele dłuższą fryzurą, więc sposób uczesania któregokolwiek z nich, przestał być dla niej powodem do modlenia się przed plakatami.
- Naprawdę? Przecież on jest łysy!
- Zazdrosny? Pożycz od niego żyletę i zgól się na zero. Może wtedy spojrzę na ciebie łaskawszym okiem. Ale teraz skup się! Bardzo cię proszę.
Ta krótka wymiana złośliwości nie przyniosła żadnego skutku. Havok zamiast się skoncentrować, rozsiadł się na tronie i mruczał pod nosem: łysy!
Lily, nie chcąc tracić czasu na fochy pana gwiazdora, odwróciła się do niego plecami i zajęła przygotowaniem laserunku, który musi „dojrzewać” przez kilka tygodni, by go wykorzystać w późniejszej fazie tworzenia obrazu.
-Zgłodniałem. Idę do tej chińskiej restauracji. Wziąć ci coś? – Davey zapytał przerywając ciszę. Naciągnął na siebie marynarkę i poprawił mankiety.
- Wybierz mi coś. Zdaję się na ciebie.
Drzwi trzasnęły i Havok opuścił pracownie. Wydawać by się mogło, że ich znajomość nie przebiega zbyt pomyślnie. Wyzłośliwiali się przy każdej możliwej okazji, ale Lily poczuła, że jakimś cudem lubi Davida. On również czuł się bardzo swobodnie w jej towarzystwie, a czasami nawet zbyt swobodnie. Jednak oprócz głupich żartów, często potrafili zasiedzieć się w pracowni i rozmawiać na poważne tematy. Rozmowy z nim były naprawdę pasjonujące. A zwłaszcza sposób, w jaki były prowadzone. Davey, z racji kilku lat więcej potrafił zachowywać się niczym wykładowca, by po chwili rzucić uwagę w bardzo lekkim tonie.
Ponad to udało mi się uczynić coś, nad czym nadaremnie od kilku lat pracował Anton. Zmuszał Lily do przerywania pracy i regularnego odżywiania się. Najzwyklej w świecie stawiał przed nią tackę z jedzeniem i nawet nie zwracał uwagi na jakiekolwiek słowa sprzeciwu. Był przy tym równie uparty co Lily, która w końcu skapitulowała  bo posiłki przynoszone przez Havoka pachniały tak cudownie i wpływały na to, że ślinka od razu ciekła jej z ust. Grey nie miała pojęcia, skąd on zna tyle różnych restauracji z tak pysznym wgetariańskim jedzeniem. Ale w końcu on tu mieszkał od dziecka, więc zapewne wiedział o Berkeley więcej, niż tylko umiejscowienie fajnych knajp.
Drzwi ponownie się otworzyły.
- Czego znów zapomniałeś? – zapytała Lily nie odrywając wzroku od miseczki, w której mieszała odpowiednie składniki.
- Lily...
 Ten głos zdecydowanie nie należał do jej modela. Ani tym bardziej perfumy o intensywnym kwiatowym zapachu, które omiotły ją, gdy Joanna znalazła się w pokoju. Artystka przerwała mieszanie, ale nie odwróciła się do przyjaciółki. Nie była pewna, co powinna zrobić.
- Co tu robisz? – zapytała, gdy nie doczekała się kontynuowania wywodu przez Thomson.
- Ja... ja wszystko spieprzyłam. Kolejny raz. I jest mi tak cholernie przykro. Jak zwykle daję dupy. I rozczarowuję cię  – to akurat z rozczarowaniem ma mało wspólnego, pomyślała z goryczą malarka. – Masz całkowite prawo być na mnie wściekła. Ja sama jestem na siebie wściekła. To wszystko przez ten alkohol, wiesz dobrze, że nie zachowałabym się tak normalnie! Myślę o tym bez przerwy i naprawdę nie potrafię siebie zrozumieć. Dlatego nie proszę cię o zrozumienie. Chciałam tylko, żebyś wiedziała, jak źle mi z tym. Jeżeli uznasz, że chcesz zerwać ze mną wszelki kontakt... – Lily usłyszała, że głos Joanny drży niebezpiecznie. – Ja nie będę ci się narzucać. Ale wiedz, że jesteś dla mnie najbliższą przyjaciółką. Byłaś dla mnie zbyt wspaniałomyślna i nie mogę cię prosić, byś kolejny raz wybaczyła mi moje głupie i bezmyślne zachowanie. Jesteś tak inna niż wszyscy i tak bardzo mi ciebie brakuje... – Joanna wybuchła głośnym płaczem.
Dopiero wtedy Lily odwróciła się. Thomson opierała sie o regał zawalony modelami z gliny, które malarka przygotowała kiedyś na zajęcia. Płakała zakrywając usta dłonią.
- Jo... – Lily zacisnęła usta. – Masz rację, to było dla mnie trudne. Czułam się upokorzona i poniżona. Byłaś dla mnie kimś naprawdę ważnym. – dziewczyna nie potrafiła mówić o uczuciach. Nie umiała ubierać ich w słowa. Dlatego słowo „ważny” miało takie właśnie znaczenie. Nie było pustym zapychaczem, komplementem rzucanym na ot tak. – Joanna, na miłość boską, to ja powinnam płakać! Nie ułatwiasz mi.
- Prze-przepraszam – brunetka głośno pociągnęła nosem.
- Posłuchaj. – zaczęła Lily. Przeczesała palcami włosy, by zebrać myśli. – Być może nie będzie już tak jak dawniej. Nie wiem czy nie będę żałować, gdy dam ci kolejną szansę, ale wydaje mi się, obie potrzebujemy siebie nawzajem. Zaufanie ci będzie dla mnie wyzwaniem. Dlatego proszę cię, nie wymagaj ode mnie jeszcze więcej. – Grey w końcu spojrzała Joannie w oczy.
- Naprawdę? – Thomson rozpromieniła się. Wyciągnęła ręce w stronę artystki. – Czyli zgoda?
- Zgo... – zaczęła, ale nie dokończyła, bo uścisk czarnowłosej ją sparaliżował.
Wciągnęła powietrze i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie może przełknąć śliny. Nie była na to przygotowana. Każdy bliższy kontakt fizyczny powodował, że Lily cała się spinała. Dotyk czyichś dłoni na jej skórze wywoływał dreszcze.
Muszę z tym walczyć, pomyślała, przecież to normalne, że ludzie się dotykają. Całą siłą woli skupiła się, by odwzajemnić przytulenie. Skończyło się na tym, że ledwie poklepała Joannę po plecach. No cóż, to i tak postęp. Czy kiedyś przestanie mi to przeszkadzać? Nie miała problemów, gdy ktoś dotykał ją w rękawiczkach, na przykład tatuażysta, czy jakimikolwiek przyrządami. Ale potarcie skóry o skórę wywoływał u niej reakcję, jakby ktoś ją poraził prądem. To głównie dlatego dla wszystkich wydawała się taka niedostępna i zdystansowana.
- Co to za zapach? – odezwała się Joanna, oswobadzając Lily ze swojego uścisku.
- To terpentyna wenecka. Ma taki głęboki, przyjemny zapach.
- Kojarzy mi się z tobą. – Joanna wzruszyła ramionami. – Myślałam nawet, że to może jakieś perfumy. Ale raczej do mnie by nie pasowały. – Przeniosła swój wzrok na zaimpregnowaną deskę z kilkoma kreskami, które na razie bardziej przypominały prace Picassa, niż zamawiany przez Davida portret.  – Widzę, że w końcu znalazłaś kandydata na portret. Kto to? – Przyjrzała się wiszącym szkicom. – Cholera! To naprawdę on? Jak to się stało?
 - Zapytał czy nie namaluję mu portretu. – Lily uśmiechnęła się z satysfakcją
- Jak i kiedy? – Joanna przysiadła na tronie.
- Zaraz po tym jak... noo wiesz – Grey wykrzywiła w bok głowę.
- Widzisz, nie ma tego złego..
- Faktycznie, nic tak nie zbliża ludzi jak bycie obrzyganym.
Uśmiech Joanny zbladł.
- Oj tam, stare dzieje... Ważne, że masz kogo malować. Ja też mam ciekawy projekt na zajęciach. Zdjęcia inspirowane sztuką. Coś w twoich klimatach.
- Pomóc ci coś wybrać?
- Jeśli miałabyś chwilę czasu. Spotkałybyśmy się, coś byś mi zasugerowała. No i przede wszystkim opowiesz mi WSZYSTKO o sama-wiesz-kim. – głową wskazała sztalugi.
- O Voldemorcie? – Lily zachichotała. Thomson spojrzała na nią z politowaniem.
- O Twoim modelu. A tak w ogóle gdzie on jest? Zresztą nieważne. Obiecałam, że zostawię go w spokoju. Jest cały twój.
- Joanna!
- No co? Zadzwoń, gdy nie będziesz tak pochłonięta panem gwiazdorem – przejrzała się w starym ozdobnym lustrze, poprawiła makijaż i widząc nachmurzoną minę Lily, mrugnęła do niej okiem. – Dobrze, ani słowa więcej. Bawcie się, ale bądźcie grzeczni. – dodała znikając za drzwiami.
Krótka wizyta Joanny spowodowała, że zagracona pracownia nabrała cieplejszych barw. Thomson i jej temperament podgrzewają temperaturę w każdym miejscu. Była niczym pierwszy ciepły wiosenny wiatr. Lily poczuła jak bardzo jej tego brakowało. Westchnęła głęboko i uświadomiła sobie, że uścisk w jej wnętrzu całkowicie wyparował, a zagnieździło się tak miłe poczucie ulgi.
- Jeszcze paruje – ciszę przerwało przyjście Havoka.
Dziewczyna otworzyła pakunek z logiem chińskiej restauracji, zręcznie złapała pałeczki i zaczęła jeść. Przez te wydarzenia naprawdę zgłodniała.
- Dobre! – zawołała z pełnymi ustami.
- Więcej zaufania, kobieto! – odpowiedział David rozdzielając pałeczki.
______________________________________________
Tylko miesiąc nieobecności. Robię postępy. Tak ogólnie rozdział miał być jeszcze wczoraj, ale wprowadziłam w nim mnóstwo poprawek. W sumie prawie w całości zmieniłam treść, więc to jeszcze więcej zajęło mi czasu. Osobiście nie wiem, która wersja jest lepsza - ta czy oryginalna. Więc dlaczego  napisałam to w taki sposób. Nie wiem. Pierwotnie David nie był aż takim żartownisiem, był bardziej bezpłciowy. To najistotniejsza zmiana. Dobbra nie zanudzam. ;)

1 komentarz:

  1. "rozlatane jak śmigła helikoptera ręce" szczerze mówiąc rozwaliłaś mnie tymi słowami:)
    bardzo się cieszę, że WRESZCIE coś napisałaś nowego. hmm, i bardzo spodobał mi się ten Havok. myślę, że pasują do siebie, David i Lily. do Joanny jakoś po tym ostatnim incydencie nie mogę się przekonać... hmm, ciekawa jestem co się stanie w następnym rozdziale.
    mam nadzieję, że dodasz go w miarę szybko^^
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń