Wyrazem
tego, że Joanna odwaliła kawał dobrej roboty, była mina Antona, gdy zobaczył
obydwie przed klubem. Przez dłuższa chwilę miał otwarte usta i nie mógł
wykrztusić ani słowa.
Swoją drogą wystrojony w dopasowane
jeansy i koszulkę z krzykliwym napisem Anton prezentował się także całkiem
nieźle prezentował. Przez to, że ciągle widywała go w roboczym uniformie, Lily
całkiem zapomniała, jak jej przyjaciel wyglądał po pracy.
- Chodź tu,
jubilatko. – Zaśmiał się i wyciągnął ręce w jej kierunku. Po czym parsknął –
Chciałem cię wyściskać, ale boję się, że zepsuję twój imidż. To co, wchodzimy?
W lokalu nie było zbyt wielu gości. Sam
klub wyglądał inaczej niż wyobrażała to sobie Lily. Miała nadzieję, że będzie
podzielony na kilka mniejszych boksów, w których stałby sprzęt do karaoke.
Grupki znajomych śpiewałyby w swoim towarzystwie. Tymczasem była tylko jedna
podwyższona scena, na której stały mikrofony, a na podłodze ciągnęły się kable.
Na ścianie obok wisiał ekran, na którym wyświetlano napisy. Po przeciwnej
stronie klubu znajdował się bar. Bezpośrednio pod sceną wyodrębniono przestrzeń
do tańca. W reszcie lokalu rozstawiono brązowe, skórzane kanapy. Ogólnie w
całym klubie panowały odcienie brązu i zieleni.
Trójka znajomych usiadła na jednym z
mebli, przy niskim stoliku. Joanna, widząc niepewną minę przyjaciółki, pochyliła
się w jej stronę.
-
Zastanawiam się – Odezwała się Lily, zanim Jo powiedziała cokolwiek. – na czym
polega śpiewanie tutaj. Skoro jest tylko jeden sprzęt do karaoke.
- Dlatego
jest tu tak fajnie. Wszystko odbywa się tutaj na zasadzie: kto pierwszy, ten
lepszy. Każdego dnia jest inny zestaw piosenek, są puszczane losowo i jeśli
jakąś znasz albo jeśli po prostu masz ochotę śpiewać, to po prostu podchodzisz
i robisz show. Niekiedy trzeba lecieć naprawdę szybko, by zaśpiewać coś
fajnego. Chcecie coś do picia?
-Piwo.
- Wodę. –
Odparła Lily.
- Chyba
chciałaś powiedzieć wódę. Czyli dwa drinki i piwo.
Joanna złożyła zamówienie i wróciła do
stolika.
-Trochę tu
drętwo, ale to tylko kwestia czasu. – Studentka fotografii rozejrzała się po
klubie.
Gdy przyniesiono drinki, Lily chwyciła
swój z lekką dozą niepewności. Przyczyna była prosta, Grey piła bardzo rzadko,
prawie nigdy. A jeśli już do tego doszło, to zdarzyło jej się to wieki temu.
Wahała się chwilę, patrząc na mleczne zabarwienie zawartości kieliszka. Po chwili
jednak mruknęła pod nosem: a co mi tam. Była przecież pełnoletnia i w dodatku
chciała się zabawić.
- To za
naszą Lily! – Zawołał Anton, unosząc kufel z piwem. – Za naszą artystkę. – Z
ukontentowaniem upiła kilka łyków złotego płynu.
Malarka, naśladując Joannę wychyliła
całego drinka. Napój pachniał kokosami i tak właśnie smakował. Posmak alkoholu
nie był wyczuwalny na początku. Dopiero po chwili Grey poczuła pieczenie w
gardle i przełyku. Lekko nią wstrząsnęło, ale nie odczuła większych zmian.
- Proszę,
proszę, kogo my tu mamy! – Dziewczyna usłyszała znajomy głos.
W drzwiach, na czele grupki ludzi,
stała Marie Woods. Zaraz za nią był Michael – przypominający pociesznego miśka
chłopak, Rose – wróg Joanny z urodą Keiry Knightley, Meg – dziewczyna z roku
Lily, z rozczochranymi ciemno blond lokami. Reszty osób Lily nie znała.
- Trochę tu
za cicho. – Skrzywiła się Rose. Nie wyglądała na zadowoloną.
- Właśnie
miałam rozkręcać imprezę. – Joanna wstała i zawołała. – Panie DJ, proszę o
jakiś wyczesany kawałek!
Z głośników popłynęły pierwsze nuty
piosenki, ale zanim Joanna weszła na scenę, Marie już trzymała pewnie mikrofon.
Nic dziwnego. Leciała przecież piosenka Green Day – Basket Case.
Reszta jej towarzystwa zajęła miejsca
na innych kanapach, a Meg zamówiła drinki. Marie momentami fałszowała
niemiłosiernie, ale wydawało się, że nic i nikt nie odbierze jej frajdy ze
śpiewania.
Po godzinie, gdy stężenie alkoholu w
żyłach wszystkich stanowczo przekroczyło dopuszczalną normę, impreza wrzała aż
miło. Kilku nieznajomych postawiło Joannie drinki. Zachęcił ich do tego,
zmysłowy taniec Thomson.
Lily, która znała większość puszczanych
do tej pory piosenek, nabrała pewności siebie. Przysiadła się razem z Antonem do
stolika Marie i prowadziła dyskusję z jej znajomymi. Ze zgrozą stwierdziła, że
niesprawiedliwie oceniła tych ludzi. Meg, na przykład, którą uważała za
przedstawicielkę Beverlyhillowiczek okazała się całkiem w porządku. Dodatkowo
odkryła, że Stuarts parokrotnie spoglądała w kierunku Antona. Czyżby wpadł jej w
oko?
Po kolejnej godzinie klub bawił się w
jednym tempie. Lily jeszcze nigdy nie poznała jednego wieczoru tylu osób.
Tańczyła z różnymi facetami, nie wiedząc nawet, jak się nazywają. Świat wirował
dosłownie i w przenośni. Zarumieniona od tańca. Grey wychylała kolejne drinki,
wznosząc kolejne toasty.
Joanna królowała zarówno na parkiecie
jak i na scenie. Lily zauważyła, że jej przyjaciółka miała najczystszy i
najsilniejszy głos ze wszystkich, którzy już śpiewali.
Po brawurowym wykonaniu piosenki AC/DC,
Thomson wyciągnęła artystkę na scenę. Z tej perspektywy klub wyglądał całkiem
inaczej. Wszystkie oblicza były zwrócone w jej stronę. Gdyby nie szumiący w
głowie alkohol, pewnie spanikowałaby i uciekła z podestu. Lecz kiedy usłyszała
pierwsze dźwięki piosenki i na ekranie ujrzała wyświetlane wersy, cały lęk z
niej spłynął. Podczas przygrywki pewnie kiwała głową w rytm muzyki. Chwyciła za
mikrofon i nie spoglądając na tekst zaczęła śpiewać.
- Chcę być w
pełni jak ty, twój swobodny, pełen wdzięku wygląd, który sączy się z każdego
twojego pora. Na nic tu logika. Chcę się z tobą wykąpać i zmazać chaos z mojej
skóry.
Tłum dygał w spokojny rytm piosenki
Placebo „I do”. Głośna muzyka spowodowała, że nikt nie zwrócił uwagi na
otwierające się drzwi. Jedynie Lily, która stała wyżej i miała na nie doskonały
widok, mogła zauważyć, kto właśnie wszedł do klubu.
Los ponownie zadrwił z niej, do w progu
ukazał się nie kto inny, tylko Davey Havok. Ten sam, którego miała nadzieję już
nigdy więcej nie spotkać. Jednakże w tym momencie, gdy drinki robiły wodę z jej
mózgu, Lily wcale się tym nie przejmowała. Kiedy pochwycił jej spojrzenie,
uśmiechnęła się i kontynuowała zwrotkę:
- Chcę się w
tobie zakochać. Zatem, jak zaczniemy?
Mężczyzna w odpowiedzi uśmiechnął się i
delikatnie uniósł jedną brew. Zupełnie jakby rozważał propozycję zawartą w
ostatnim wersie. W przerwie między strofami Lily oblizała usta i wyszczerzyła
zęby.
- Chcę być
dziewczyną taką jak ty. Sposób, w jaki bujasz biodrami w jeansach. Chcę
nakładać makijaż jak ty, Shiseido, MAC i Maybelline. Chcę z tobą namalować
miasto i łaskotać się aż zaczniesz krzyczeć. Chcę się w tobie zakochać. Chcę
powiedzieć „tak”.
Tekst był banalny i całkowicie nie
pasował do głębokich i tragicznych rozważań typowych dla Placebo. I choć Lily szczególnie
za nim nie przepadała, to stojąc na scenie, wkładała całe serce w ta piosenkę i
czuła ją całą sobą.
- Chcę być w
pełni jak ty. To, jak się uśmiechasz rozjaśnia pokój. Wycofam się, kiedy faceci
będą z tobą flirtować, pozostanę odporna na zazdrość. Ta pewność we mnie i w
tobie. Ta nadzieja, że razem zakwitniemy. Chcę się w tobie zakochać. Chcę
powiedzieć „tak”. Pytanie, czy ty też?
Wraz z momentem końca piosenki, Lily
poczuła jakby wybudziła się z jakiegoś transu. Zamrugała parokrotnie i wreszcie
dostrzegła parkiet pełen ludzi, którzy wiwatowali i skandowali jej imię.
Chwiejnym krokiem zeszła z podestu.
- To było
niesamowite! – Wykrzyknęła Marie, chwytając dziewczynę za ramiona i potrząsając
nią.
- Choć
czasem było nieczysto. – Joanna nie była tak rozentuzjazmowana jak reszta.
Woods odepchnęła ją z lekceważeniem i zaprowadziła Grey do swoich znajomych.
- Nie
wiedziałam, że słuchasz Placebo? – Zaraz zagadnęła ją Meg.
- Zdarza mi
się. – Lily opadała na kanapę. – Raz nawet pomalowałam się jak Brian. –
Zaśmiała się głośno. – Pierwszy i ostatni raz.
- Dlaczego?
- Jak moja
matka mnie zobaczyła, to odeszły jej wody i zaczęła przedwcześnie rodzić. –
Grey rechotała się jak dzika, waląc pięścią w kanapę.
Ludzie nie wiedzieli, jak zareagować na
ten wyraźny przejaw upojenia alkoholowego Lily, a tymczasem mikrofon ponownie
okupowała Joanna. Dała pokaz wszystkich swoich możliwości wokalnych śpiewając
piosenkę Queen. Można było odnieść wrażenie, że chciała pokazać, że wykonanie
Lily to tylko małe piwko w porównaniu z jej wykonem. Nie uszło to uwadze
Antona.
- Dlaczego
ona zawsze musi być skupiona tylko na sobie? Nie może znieść, że choć raz
przyciągasz więcej uwagi niż ona? Szczerze, jej czysty śpiew może jest
imponujący, ale w twoim wykonaniu piosenka po prostu miała duszę. Czuło się ją.
Dosłownie chciało się zakochać. I udzieliło się to wszystkim. Było magiczne.
- Anti, może
podaruj sobie na razie kolejkę, co? – Lily klepnęła go w ramię. Doskonale
widziała zachowanie Joanny, ale bezsensowne byłoby roztrząsanie tego i
prowadzenie wojny na piosenki.
- Wypij z
nami! – Stuarts objęła ramieniem szyję dziewczyny. Malarka odniosła wrażenie, że
Meg usilnie stara się pokazać, jak świetnie się bawi, zrobić na złość swojej
byłej przyjaciółce, która siedziała, wciśnięta w róg kanapy.
- Chyba mi
już wystarczy.
- Z nami nie
wypijesz? – Krzyknął kompletnie pijany Michael.
- Za Placebo
nie wypijesz? – Wtórowała mu Marie.
- Ok, ok.
Ostatni raz. – Lily pochwyciła podany jej kieliszek.
Po opróżnieniu naczynia artystka
zanotowała, że to była jej absolutna granica wytrzymałości alkoholowej. Świat
nie tylko wirował, ale także rozmazywał się i pulsował. Dlatego zaprzestała
pogowania pod sceną i zagłębiła się w konwersację z Antonem, Marie i Meg.
Około północy, gdy właśnie wrzała dyskusja
nad sensem powstawania kolejnej części „Piratów z Karaibów”, do uszu Lily
doleciały znajome dźwięki. Znaczy intuicyjnie, wewnątrz poczuła, że to jest to,
zanim umysł zinterpretował sygnał. A był to kawałek AFI – „Medicate”. Wymieniła
sugestywne spojrzenie z Marie, po czym w tej samej chwili co ona podniosła się
z kanapy.
- Ja to
śpiewam!
- Nie! Ty
miałaś Placków!
- Ale dziś
są moje urodziny! – Przekomarzały się radośnie, przytrzymując jedna drugą, by
być od niej szybsza.
- A wiesz
ile mnie to obchodzi! – Marie odwróciła głowę i wyszczerzyła się. Była kilka
metrów przed Lily. Lecz gdy dotarła do tłumku otaczającego scenę, stanęła jak
wryta. Grey miała nadzieję, że okularnica jednak postanowiła jej ustąpić i
pozwolić zaśpiewać „Medicate”.
Kiedy stanęła obok niej, zrozumiała,
jak bardzo się myliła. Przy mikrofonie stał już ktoś inny. Ktoś, o kim Lily
zupełnie zapomniała przez ten czas. Tak, to Davey Havok przygotowywał się, by
zaśpiewać własną piosenkę. Dziewczynę totalnie zamurowało. Była pewna, że to nie
dzieje się naprawdę. Dopiero charakterystyczne dla piosenek Davey’ego „Och”
pozbawiło ją złudzeń. Żywy, wystrojony w ciemną dopasowaną koszulę Havok stał
przed nią zupełnie jak podczas koncertu.
Marie wcześniej wybudziła się z transu.
Klepnęła Lily mocno w plecy i zaczęła tańczyć. Malarka zaraz do niej dołączyła.
Razem z Davidem śpiewały kolejne wersy. Havok także czuł się jak ryba w wodzie.
Podrygiwał i wczuwał się w tekst.
- Teraz, gdy
gubimy się w tym i ignorujemy, że nawet nie znasz mojego imienia....
- Oj znasz,
znasz! – Marie krzyknęła do ucha Lily.
- Nigdy nie
byłaś moja, więc byłaś idealna... – Przez ułamek sekundy Davey obdarzył Lily
jednym ze swoich, powodujących galaretowatość nóg spojrzeń. Może to tylko
złudzenie, lecz jej wydawało się, że była to odpowiedź na jej wcześniej rzuconą
propozycję.
- Kocham te
jego oczyska! – Marie popiskiwała jak stuprocentowa groupie.
Po wykonaniu piosenki Davey, jak gdyby
nigdy nic, zszedł ze sceny i wmieszał się w tłum. Pijane towarzystwo było tak
znieczulone, że nawet nie zanotowało obecności wśród nich takiej gwiazdy. A
może po prostu go nie kojarzyli.
Tak właśnie zachowywała się Joanna,
która była już tak pijana, że bełkotała niezrozumiale.
- Tsałkem nieźle
śpiewał ten fatset. Ale skąt on się wziął? S choinki się urwał tszy so?
- Jo, na dziś
wystarczy. Zdecydowanie.
Podczas gdy Lily użerała się z przyjaciółką,
grupka Marii zbierała się do wyjścia. Wszyscy, poza Rose, która przez cały wieczór
siedziała naburmuszona, pożegnali się z trójką przyjaciół. Lily i Anton zaczęli
trzeźwieć, a Joanna, nie bacząc na prośby i groźby Grey, wlewała w siebie kolejne
porcje alkoholu.
Kwestią czasu było to, co się stało.
_______________________________________
No ostatnimi czasy, to nawet często tu coś wrzucam. Bo jak się coś dzieje, to i opisywać się chce ;) Mam brak transferu, więc tym razem nie dodałam odnośnika do teledysku do Medicate. Znajdźta se sami ;P Ale za to nieźle naszukała się ładnego tłumaczenia "I do", bo to na tekstowie do mnie nie przemawiało. A jak już wlazłam na forum o Plackach, to siedziałam godzinę. Także taka pora dodania posta, to wina Placków, nie moja. Kurczę, naprawdę ich lubię, skoro pojawiają się także i w tym opowiadaniu ;). Co prawda ta piosenka za Placebowa zbyt nie jest, ale naprawdę pasuje do kontekstu. Jest taka niewinna i naiwna. I nieźle się kontrastuje z Medicate. No i ma wpływ na wydarzenia, bliższe i dalsze. No ;D
To do następnego, który w sumie może nie być tak szybki jak to było ostatnio, bo na moim horyzoncie pojawiają się koloski z chemii fizycznej, analizy instrumentalnej i zaliczonko z epidemiologii. W tym pierwszym jest problem żem z matmy i z fizy noga, z drugim może nie będzie źle, ale muszę trochę przysiąść do zadanej. A ostatnie będzie problematyczne z powodu mojego lenistwa i niechodzenia na wykłady.
Ok nie smęcę, bo przeca nikogo nie interesują moje studenckie problemy. Co tam dzieci w Afryce, ja mam kolokwium z fizycznej! ;/
Dobra, stop. Koniec, kropka.
Dawno tu nie komentowałam. Sama nie wiem, co by tu napisać o tym rozdziale. Jest bardzo dobry - to bez dwóch zdań. ;) No i piosenki wybrałaś pasujące niezwykle. Było kilka momentów, gdzie nie mogłam powstrzymać uśmiechu, a pijana i bełkocząca Joanna jest po prostu cudowna.
OdpowiedzUsuńUwielbiam pijanych ludzi :) Może dlatego, że często patrzę na nich trzeźwym okiem, bo robię za kierowcę albo sanitariuszkę, ale mniejsza...
OdpowiedzUsuńRozdział interesujący, cieszę się, że akcja zaczęła się rozkręcać, a utworu bardzo dobrze pasują do rozwijającej się sytuacji :)
Jestem ciekawa, co wymyśliłaś, jeśli chodzi o dalszy ciąg :)
bardzo ciekawie piszesz:D
OdpowiedzUsuńPiąty rozdział. Zapraszam! http://our-laugh.blogspot.com/
Jejku, Tobie też się nie wyświetlają? Jesteś drugą osobą, ale teraz mam na to sposób :) Przestań obserwować mojego bloga i znowu zacznij, podobno działa. Blogger ostatnio coś szwankuje, bo mi też wiele notek się nie pokazuje :/
OdpowiedzUsuńSugar Man, no właśnie. A ja głupia nigdy nie pamiętam tytułów filmów na których byłam -.- A jak chciałaś idź, to idź, bo ta historia jest niesamowita!
Haha, przepraszam że psuję Ci dietę ;) Nie chciałam.
I nie czuj się dziwna, bo pewnie gdyby nie moja koleżanka, to nawet nie wiedziałabym, że ktoś taki jak King jest. Ale coś czuję, że jak skończę "Cmętarz" to wezmę się na następne jego powieści.
Pozdrawiam ;*