Przed drugą
w nocy studentka fotografii chwyciła przyjaciółkę i wydukała:
- Niedobrze
mi.
Lily podniosła towarzyszkę i
odprowadziła ją do łazienki, wspólnej dla obu płci. Przeczuwając, że Joanna
będzie wymiotować, pochyliła ją nad umywalką. Po chwili całe pomieszczenie
wypełniły odgłosy zwracania zawartości żołądka. Niewiele później Joanna
wyprostowała się.
- Już? Mam nadzieję,
że nie będziesz więcej pić. – Lily spojrzała krytycznie na przyjaciółkę.
- Na dziś
wyst... – Joanna nie zdążyła nawet dokończyć, gdy kolejna treść powędrowała jej
pod gardło i porcja śmierdzących kwasem solnym wymiocin chlusnęła wprost na
Lily.
- Jezu
Chryste! Joanna! – malarka krzyknęła histerycznie. Odsunęła dochodzącą do
siebie Thomson i przysunęła się do
jednej z umywalek, by zmyć z siebie tę wątpliwą ozdobę.
-Wieeesz?
Jesteś słodka...
- Tak, jak
cukiereczek. – odparła Lily stojąc do Joanny tyłem i wycierając sukienkę.
- Nigdy bym
cię nie podejrzewała o coś takiego. – głos brunetki stawał się coraz bardziej
figlarny.
- O co?
- No
wieeeesz...
- No nie,
nie wiem!
- Nie ma się
czego wstydzić! – Joanna dotknęła Grey całkowicie nie w taki sposób, jaki
powinna.
- Dajże już
spokój z tymi wygłupami! – blondynka była już zbulwersowana.
Przestała czyścić swoją garderobę i
stanęła twarzą w twarz z przyjaciółką. Ta przyciągnęła ją do siebie i
przycisnęła usta do warg Lily. Malarka chciała odskoczyć jak od ognia, ale
Joanna była silniejsza. Trzymała ją mocno i całowała coraz natarczywiej.
- Odsuń się
ode mnie! Co ty wyprawiasz?
- Sama mi to
zasugerowałaś. Sposób, w jaki bujasz biodrami w jeansach...
- To tylko
głupie słowa piosenki! Myślisz, że to było o tobie?
- Lily,
pozwól, że cię zaspokoję... – Joanna zrobiła krok w jej stronę. Lily wcisnęła
się w lukę między umywalkami; nie miała żadnej drogi ucieczki.
Thomson przycisnęła ją do ściany, a
wolną ręką sięgnęła pod sukienkę Grey, do jej rajstop. Malarka szarpała się i
wiła, ale nie miała żadnych szans z wyższą o pół głowy i silniejszą
czarnowłosą. Powoli osunęła się na podłogę.Przerażona nie zauważyła, że po
policzkach ściekały jej łzy. Zaciskała ramiona wokół klatki piersiowej, gdy
Joanna zsuwała z jej nóg rajstopy. Lily zrobiło się niedobrze. Chciała
krzyczeć, ale głos zamarł jej w krtani. Osunęła się na podłogę, kuląc i
ściskając jak najmocniej uda. Cichy szloch przerodził się najpierw w jęk, a
potem w histeryczny krzyk.
- Joanna
zostaw mnie! Słyszysz?! Nie dotykaj! Pomocy!!!
Jej krzyki zostały zagłuszone muzyką.
To koniec, pomyślała. Prawie dusiła się, czując na swoim ciele dotyk Thomson.
Obraz przed jej oczami rozmazywał się, a w głowie na przemian huczało i wyło.
Joanna złożyła na jej ustach jeszcze jeden śmierdzący pocałunek.
Wtedy drzwi się otworzyły. Lily nie
widziała, kim był jej wybawiciel. Odciągnął studentkę fotografii i podniósł na
równe nogi. Grey rozpaczliwymi szarpnięciami poprawiła sukienkę i rajstopy.
Dalej pochlipując wciskała głowę między ramiona i pragnęła pozostać w takiej
pozycji już do końca świata. Tymczasem czarnowłosa szarpała się jak tylko
mogła. Na szczęście nie wyrwała się z uścisku wybawcy. Rzucała w stronę
nieznajomego obelgi i przekleństwa. Nagle ucichła.
Lily niepewnie uniosła wzrok i zaraz
tego pożałowała. Była świadkiem sceny totalnie żenującej. A mianowicie
widziała, jak Joanna wymiotuje na (z pewnością drogie) spodnie Davey’ego
Havoka, który to trzymał ją za nadgarstki. W tej sytuacji świat się skończył, a
malarka pragnęła tylko zniknąć. Od dawna nie doznała takiego upokorzenia. Całą
ją wypełniało obrzydzenie do samej siebie i do Thomson. Gdyby nie Havok z
pewnością doszłoby do nieszczęścia. A skutków tego wydarzenia Lily nawet nie
chciała sobie wyobrażać.
Lecz na szczęście, a może i
nieszczęście David zjawił się i ją uratował. Tylko czemu musiała go spotykać w
sytuacjach, gdy jedyne, co pragnęła, to zapaść się pod ziemię.
Drzwi pojawiły się ponownie, ukazał się
w nich Anton. Oniemiały, patrzył na tę niecodzienną scenę. Dostrzegł Lily
wciskającą się w ścianę pod umywalką i przyklęknął przy niej, próbując ją objąć.
Dopiero wtedy Grey poczuła, jak bardzo drży.
Joanna zaczęła się uspokajać. Z wyrazu
jej twarzy można było odczytać, że powoli do niej docierało, co zrobiła. Havok
korzystając z okazji, że wszyscy są zajęci czymś innym, a uwaga nie skupia się
na nim, ulotnił się bez słowa.
- Lily... –
Joanna cicho zaczęła ze skruszoną miną.
- Nawet...
Nawet nic nie mów.. – Grey szepnęła, podnosząc się z płytek. Cała łazienka wyglądała
jak po przemarszu wojsk-
- Masz –
Anton w tym czasie rzucił w stronę Joanny papier toaletowy. – Bo wyglądasz jak
świnia. Lil...? – odwrócił się zaskoczony, widząc, że malarka miała chęć wyjść
po angielsku. – Daj spokój, przecież cię odprowadzę.
- Nie chcę z
nikim rozmawiać. Ani na nikogo patrzeć. – powiedziała, nie zaszczycając nikogo
spojrzeniem. Jedyne czego chciała, to uciec z tego przeklętego miejsca jak
najszybciej.
Przemknęła szybko przez klub, nie
żegnając się z nikim. Przy wyjściu zatrzymała się. Powinna podziękować Havokowi
za ratunek i przeprosić za Joannę? Czy może lepiej by było, gdyby raz na zawsze
zniknęła mu z oczu? Nie zauważyła go w klubie. Czyżby już opuścił to felerne
miejsce? Nie dziwiła mu się wcale. Sama chciała zrobić to samo.
Zapomniała tylko o jednej rzeczy. Był
środek nocy. Ulica, choć pusta, nie zachęcała do spacerów. Usłyszała za sobą
szelest i kroki. Zrobiło jej się duszno, choć na dworze panował lekki chłód.
Miała trudności z oddychaniem, a całe ciało spięło się, tylko czekając, z
której strony padnie atak. Serce waliło jej jak szalone i prawie słyszała słowa
przerywające ciszę: „Marty, spójrz, jakaś malutka dziewczynka wraca do domku
całkiem samiutka. I chyba się zgubiła. Może odprowadzimy ją, za małą, maleńką przysługę?”
W uszach dźwięczał jej ohydny, obleśny śmiech. Nogi trzęsły się jak osika na
wietrze, a oczy ponownie nabiegły łzami.
-
Przepraszam, czy coś się stało? – męski głos, całkiem inny od głosu towarzysza
Marty’ego, wyrwał ją z omamów. Spojrzała za siebie. To znowu on. Davey Havok.
Czy on się na nią uwziął?
- Po prostu
zrobiło mi się trochę słabo – Lily zacisnęła usta. – Ja... – urwała. –
chciałam podziękować i... i przeprosić. To było...
- To było
nic takiego. Każdy by tak zareagował.
- Dziękuję.
– zamilkła. Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Najchętniej puściłaby się
biegiem i uciegła. Gdyby nie fakt, że jest tak strasznie...
- Wraca pani
do domu? – mężczyzna przerwał ciszę.
- Tak.
- Sama?
Odprowadzę panią.
- Dziękuję –
zazgrzytała zębami. Trzeci raz w ciągu minuty odpowiedziała „dziękuję”. Czuła
się jak jakaś niepełnosprawna umyłsowo, którą nie stać na wyduszenie z sibie
wiecej słów. – Wystarczająco się pan dla mnie nadwyrężał.
- Nalegam.
To żaden kłopot. Ulice nie są zbyt bezpieczne. Nawet jeśli to tylko Berkeley.
- Coś o tym
wiem. – Lily przygryzła policzek. W każdej innej sytuacji byłaby zachwycona
takim „ochroniarzem”, ale teraz zdawało się, że to tylko utrudniało całą
sprawę.
- Poza tym –
uśmiechnął się – Jaki sens miałoby ratowanie pani, skoro teraz padłaby pani
ofiarą jakichś wątpliwych indywiduów? – uniósł brwi i czekał, że Lily wskaże mu
drogę, którędy ma iść.
Dziewczyna, nie wiedząc, co
odpowiedzieć, ruszyła wzdłuż 7th Street. Usłyszała kroki Havoka. Nie chodziło o
to, że się jakoś panicznie stresowała, bo przecież nigdy się w nim nie
podkochiwała czy coś. Ale spotykając swojego ulubionego wokalistę pragnie się
zrobić jak najlepsze wrażenie. A Lily nie dość, że pierwsze wrażenie miała złe,
to kolejne były jeszcze gorsze. Dlatego tym bardziej dziwiło ją zachowanie
Davey’ego. Mimo tych wszystkich żałosnych zdarzeń i sytuacji zagadał do niej i
zaproponował odprowadzenie. Czyżby wraz ze zmianą image’u zamienił się w
gentlemana? A może czegoś od niej chciał? To było co najmniej dziwne. Spojrzała
na niego, gdy już się z nią zrównał.
- Pani
przyjaciółka... – David popatrzył na nią badawczo. – Jest bardzo... WYLEWNA.
Grey cicho parsknęła pod nosem. Nawet w
tak absurdalnej i opłakanej sytuacji nie mogła powstrzymać śmiechu. A może
właśnie dlatego? Nic innego poza śmiechem jej już nie zostało. Przez
dwuznaczność sensu wypowiedzi Lily nie była do końca pewna, czy chodziło mu o
wymioty, czy też o nachalne okazywanie względów? A może o oba?
- Tak, nie
da się ukryć.
7th St wydawała się być całkowicie
opuszczona. W oknach nie paliły się żadne światła, nawet psy nie szczekały,
jakby nie chciały przerywać ciszy. Tylko z oddali dochodził szum pojedynczych
samochodów sunących University Ave. Na skrzyżowaniu z Delaware Street pojawił
się pojazd.
Ku przerażeniu Lily, wóz zatrzymał się
niedaleko nich. Dziewczyna usłyszała podniesione, bełkotliwe głosy kilku
mężczyzn. Tętno zaraz przyspieszyło.
- Ej Mark,
widzisz? Ta dupa wygląda prawie jak ta suka Grey!
- Gdzie? –
tylna szyba powoli się opuściła i malarka ujrzała w świetle latarni twarz
Ibsena. Po plecach przebiegł jej dreszcz. – Curt, nie pieprz! Tamta szmaciara?
W towarzystwie faceta? Na szpilkach? W sukience? O drugiej w nocy poza domem?
Aleś mnie rozśmieszył. Weź nie pierdol i jedź!
Ledwie jego twarz zniknęła za
przyciemnianą szybą, samochód ruszył z piskiem. Lily jęknęła. Od jakiegoś czasu
życie nie dostarczało jej zbyt wielu wrażeń. Dzisiejszej nocy nagle sobie o tym
przypomniało i postanowiło z nawiązką nadrobić zaległości. Wyzwiska Ibsena sprawiły, że blondynka poczuła się zmieszana z błotem. Ta pogarda w jego
głosie, jakby była kimś gorszym, jakimś podczłowiekiem, tylko dlatego, że nie
ulegała modzie na rozwiązły i bezmyślny tryb życia. Nie jestem przecież jakimś
brudasem, pomyślała, by chwilę później zwiesić ramiona. Chodząc w obrzyganej
sukience raczej trudno jest deklarować, że nie jest się brudasem. Nie! Nie!
Nie! Jestem wartościową kobietą, sto razy lepszą od nich! Otrząsnęła się z
ponurych myśli.
Havok omylnie zinterpretował jej
drżenie. Ściągnął marynarkę i podał ją dziewczynie.
- Co za
nietakt! Proszę mi wybaczyć. – wyszczerzył się.
- Ależ co
pan? Ja jestem cała... – spojrzała na swoją sukienkę.
- No cóż, ja
też – wpadł jej w słowo. – Jeśli się pani rozchoruje, to nie wybaczę sobie
tego. I pani też.
- Czyli nie
mam wyjścia? – Lily wciągnęła na siebie okrycie. Rozkosznie pachnące i
przyjemnie rozgrzane. Grey powstrzymała się od maślanego uśmiechu.
- To miasto
schodzi na psy – David wskazał brodą kierunek, w którym odjechał samochód z
kumplami Ibsena. – A wydawać by się mogło, że w uniwersyteckim mieście panuje
choć minimalna kultura.
- W ich
przypadku nawet czegoś takiego nie da się wymagać. – Lily przewróciła oczami.
Sama była tym zszokowana na pierwszym roku. Środowisko studentów kierunków
artystycznych bardzo ją rozczarowała. Oczekiwała bardziej „uduchowionych”
ludzi. A dostała bandę bananowych dzieci.
- Czyli zna
ich pani?
- Niestety.
Jeden z nich ze mną studiuje.
- Czyli pani
studiuje. Jaki kierunek?
- Malarstwo
i grafikę.
- I podobają
się pani studia?
- Bardzo.
Davey pokiwał głową w zamyśleniu. Była
ciekawa nad czym się zastanawiał, kiedy nagle odwrócił głowę i spojrzał na nią,
lekko unosząc brwi.
- Właśnie
zdałem sobie sprawę, że podkradłem pani piosenkę w klubie. Nie ma pani nic przeciwko?
- Kto jak
kto, ale pan ma do niej chyba największe prawa. – Grey uśmiechnęła się
niepewnie, a on parsknął.
-
Rzeczywiście.
- A pan?
- Co ja?
- Co pan
robi w Berkeley? – chwilę po zadaniu pytania dziewczyna ugryzła się w język.
Przecież to jego prywatna sprawa! Co jej do tego?
- Szukam
inspiracji.
- Z jakim
skutkiem? – starała się, by jej głos brzmiał jak najbardziej obojętnie.
Przecież to tylko niewinne, niezobowiązujące pytanie.
- Z
opłakanym – mężczyzna machnął ręką ze zrezygnowaniem. – Marnuję czas na
szwędanie się i odwiedzanie po kolei knajp w tym mieście. Coś tam zapiszę, ale
to aż wstyd, żeby komukolwiek pokazywać.
Lily nim się obejrzała, szli już
Camelie St. Jeszcze tylko kilkadziesiąt kroków i dom jej ciotki na Kains Ave. Z
jednej strony już chciała się wykąpać i pójść spać, z drugiej, mimo że nie była
zapewne porywającym rozmówcą, z chęcią porozmawiałaby z Davidem dłużej. Gdyby tylko
nie ograniczały ich te życzliwości i zwroty „pan – pani”.
- Mogę zadać
pani niedyskretne pytanie?
________________________________________________
Trzynastka zdaje się być pechowa dla Lily. ;)
No i tak jak mówiłam, długo mnie nie było. Ale to i tak nie koniec studiowanego wariactwa. Wręcz początek. Od jutra po prostu będzie masakra. Jeżeli nie umrę w przyszłym tygodniu, to już w ogóle będzie cud. ;) I na dodatek postanowiłam sobie zmienić nawyki żywieniowe i zacząć ćwiczyć.
Czekam na komentarze, bo mam nadzieję, że takiego zwrotu akcji się nie spodziewaliście ;P
Jestem w totalnym szoku! Kobieto, powaliłaś mnie tym rozdziałem. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw z Joanną, i muszę przyznać, że nawet alkohol tego nie usprawiedliwia. Ale czapki z głów przed Tobą, to było genialne.
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze ten spacer z Havokiem? Bardzo ciekawe rozwiązanie. Czekam na więcej niespodzianek :)
A co do mojej długiej nieobecności... Kolejny rozdział cały czas jest na etapie tworzenia, ale jestem bliska końca i mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu uda mi się go opublikować. Na swoje usprawiedliwienie muszę przyznać, że 2013 rok nie jest dla mnie łatwy: w styczniu zmarł mój dziadek (prawdopodobnie stąd pojawiła się u mnie chęć uśmiercenia Hani i rzucenia pisania w diabły), sama przed Wielkanocą trafiłam do szpitala, bo siadł mi wzrok do tego stopnia, że przestałam widzieć cokolwiek. I czeka mnie jeszcze kilka ciężkich spraw, które wyraźnie odbijają się na moim blogu i zdrowiu psychicznym.
Nie jestem dumna z tego, że coraz rzadziej piszę (a raczej z tego, że zajmuje mi to tyle czasu) i nie będę składać obietnic, że się poprawię, bo nie chcę kłamać. Proszę tylko o cierpliwość, bo jednej rzeczy jestem pewna - doprowadzę to opowiadanie do końca, choćbym miała paść trupem.
Pozdrawiam :)
Zmotywowałaś mnie do działania. Zapraszam na nowy rozdział :) być może nie jest powalający, ale zawsze "jakiś"
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńRozdział zakończony i opublikowany :) zapraszam i czekam na opinię :)
OdpowiedzUsuńwciągnęło mnie czytanie tego rozdziału! czekam na następny:)
OdpowiedzUsuń<<>>
Jeśli czytałaś to opowiadanie: http://our-laugh.blogspot.com/ to jesteś potrzebna do pilnego wzięcia udziału w ankiecie:) Mam nadzieje, że to zrobisz, bo do 3 lipca chciałabym znać odpowiedzi na to, czy dalej kontynuować pisanie tego opowiadania! Dziękuję.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo za ustrojstwo... No, nieważne :) Zapraszam na kolejny rozdział :P
OdpowiedzUsuń