środa, 5 grudnia 2012

9


Mogłoby wydawać się to dziwne i niecodzienne, ale powodem tego wszystkiego był mężczyzna. Jak najbardziej mężczyzna. Lily określiła jego wiek na niewiele ponad trzydzieści lat. Siedział dwa stoliki dalej. Prezentował jej swój prawy profil. Skupiony na rozmowie z Antonem, nie spuszczał z niego wzorku. Bladą, pociągłą twarz porastał może dwudniowy zarost. Starannie ułożone czarne włosy intensywnie połyskiwały w blasku lampeczki stojącej na stoliku. Nie, one nie były czarne. Grzywka postawiona do góry, niby nonszalancko, miała zdecydowanie kolor blond.
Niby niewiele i nic niezwykłego, ale zainteresował Lily ten mężczyzna. I świadomość, że widzi nie widzi go po raz pierwszy. Przeszukiwała intensywnie wspomnienia, ale nikt takiego wyglądu z pewnością się tam nie znajdował. Mgliste oblicza samców powodowały tylko mętlik. Nie dały żadnego rezultatu.
Pan intrygujący złożył zamówienie, wyprostował się i odwrócił głowę. Ich spojrzenia skrzyżowały się na moment, zanim Lily spuściła oczy, by nie zdradzić swojego niezdrowego wgapiania w nieznajomego. Zdecydowanie ta twarz była jej znajoma! Chociażby usta. Wąskie (dla Joanny z pewnością mało atrakcyjne), górna warga z wydatnym wcięciem. Idealnie pasujące do twarzy. Inne zresztą by nie pasowały. Sprawiałyby, że twarz zgubiłaby swoje proporcje i harmonię. Nos wydawałby się za duży, policzki zbyt wklęsłe, a oczy mniej wyraziste.
Chrząknięcie Kimberly sprowadziło Lily na ziemię. I wzbudziło zainteresowanie nieznajomego. Studentka kątem oka dostrzegła, że brunet taksuje ją wzrokiem, tak jak ona jego wcześniej.
- Ten kelner to twój chłopak? – Zapytała rudowłosa, myśląc, że malarka obserwuje Antona.
- Nie… nie, to przyjaciel. – Lily wzięła do ust kolejny kawałek ciasta.
- Możemy zaczynać?
- Nie mam nic przeciwko.
Kimberly wzięła z podłogi torbę i wygrzebała z niego notatnik i czarny długopis. Blondynkę to zdziwiło, nie spodziewała się tak tradycyjnych przyborów dziennikarskich. Zdziwienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy Dray wręczyła te przedmioty Lily.
- To taka tradycja, że każdy, z którym przeprowadzamy wywiad, rysuje swoją podobizną. To chyba dla ciebie nie będzie żaden problem? – Uśmiechnęła się przekrzywiając głowę. Po chwili wyciągnęła z torby iPhone’a i ustawiła dyktafon.
- No, to może pierwsze, dość sztampowe pytanie. Dlaczego właśnie malarstwo, a nie na przykład budownictwo czy fizyka?
- Bo do niczego innego się nie nadaję! – Ta odpowiedź automatycznie cisnęła się studentce na usta. – A tak na poważnie, od najmłodszych lat, odkąd tylko pamiętam, malowałam i rysowałam. Na początku bohomazy i bazgroły jak każde dziecko. Potem rysunki zaczęły nabierać rozpoznawalnych kształtów.
- Uhm. I co przedstawiał pierwszy rysunek, na którym dało się coś rozpoznać?
- Nie jestem już pewna, ale wydaje mi się, że królika. Szarawego, nieszczególnego z dużymi uszami i szklistymi oczami.
-Dlaczego właśnie królik? Dzieci przeważnie rysują słońce, chmurki czy domek.
- Dostałam królika w prezencie na trzecie urodziny. I tak zakorzeniła się we mnie miłość do królików.
- Sentyment do królików… Ten obraz… w galerii. Tam też jest królik!
- Tak, tam też. Można by nawet powiedzieć, że był to portret, bo pozował mi żywy zwierzak. Mój Jack.
- O… czyli masz zwierzątko? – Kimberly zmieniła pozycję. Podciągnęła kolana pod brodę.
- Miałam. – Lily spojrzała na czystą kartkę, przełożyła długopis do drugiej dłoni i zaczęła rysować swój portret. – Jack umarł w tamtym roku.
- Tak mi przykro! – Wykrzyknęła Kimberly z fałszywą nutą w głosie; znów inaczej ułożyła swoje ciało – tym razem opuściła nogi na podłogę. Palcami przeczesała i tak zwichrowane włosy. Malarka pochyliła głowę kreśląc długopisem owal swojej twarzy i zarys oczu.
- Ojej! – Rudowłosa zapiszczała. – Jakie masz długie włosy! Pokaż, pokaż!
Zeskoczyła z fotela i zanim studentka zaprotestowała ściągnęła z jej włosów gumkę. Pasma rozsypały się dookoła. Kimberley z podnieceniem rozczesywała je palcami. Z ukontentowaniem mieszała w nich, na przemian roztrzepując i przygładzając. Lily była przyzwyczajona do takich zabiegów. Joanna (zaraz po śpiewaniu, aktorzeniu, imprezowaniu i tańcach) uwielbiała czesać ludzi. Zaciągała artystkę do swojego pokoju i ze szczotką oraz mnóstwem gumek i spinek wyprawiała prawdziwe cuda.
Gdy Kimberly zaspokoiła swoją potrzebę potargania włosów, malarka był prawie pewna, że jej fryzura niczym nie ustępuje uczesaniu Dray.
- Śliczne są, a jakie mocne! I ten kolor! Naturalny? – Zapytała, gdy z powrotem znalazła się na fotelu. – Kurczę, posiadanie takich włosów to ciężka sprawa. Nie kusi cię by pójść do fryzjera i je ściąć?
- Nie. – Lily uśmiechnęła się do siebie. – Długie włosy są swego rodzaju symbolem.
- Mhm? – Dziennikarkę to najwyraźniej zaciekawiło.
- Byłam wychowana w bardzo konserwatywnej rodzinie. – Studentka zaczęła dość niepewnie, zagarniając kosmyk włosów za ucho. – Moi rodzice uważali, że długie włosy nie przystoją skromnej dziewczynie. Powtarzali: dopóki żyjesz na naszym utrzymaniu, będziesz robić to, co my uznamy za słuszne i właściwe. dlatego długie włosy kojarzą mi się z wolnością. Ale także, choć to głupie, z dorosłością i samodzielnością. A poza tym, jak można efektownie pogować z włosami obciętymi na pazia?
- Yyy… - Kimberly przeniosła swój wzrok z Antona, który przyniósł jej zamówienie, na rozmówczynię. – Ok, możemy przejść do pytań mniej spontanicznych? Nie chcę, żebyś pomyślała, że przyszłam tak na żywioł, nie wiedząc, kim jesteś i co robisz. Uskuteczniłam nawet małe śledztwo. Tyle, ze ono niewiele mi dało. Ludzie praktycznie nic o tobie nie wiedzą. Chciałabym ich trochę oświecić. Pozwolisz?
Lily podeszła do tego pomysłu jak pies do jeża. Ludzie nie interesowali się nią aż tak bardzo, a to, że niewiele wiedzieli było tylko zaletą. Niczego nie mogli wykorzystać przeciwko niej.
- Opowiedz coś o sobie. Gdzie mieszkałaś, coś o rodzinie i takie tam.
- Mieszkałam w Teksasie. – Rozpoczęła i urwała. Nie miała o czym mówić. – Od pięciu lat nie utrzymuję kontaktu z rodziną. – Dodała cicho.
Kimberly się wyraźnie zmieszała. Wyciągnęła słuszny wniosek, by tematu o rodzinie nie drążyć, bo nic ponad to nie uzyska. Taktownie pociągnęła myśl w innym kierunku.
- Jesteś bardzo tajemnicza. Studenci albo cię nie znają, nawet ci z twojego kierunku, albo cię nie lubią. Ci drudzy uważają,  że jesteś arogancka, nieprzyjemna i patrzysz na wszystkich z góry.
- Skoro tak mówią, to pewnie tak jest. – Malarka straciła chęć do wywiadu. Opowiadanie o relacjach miedzy ludzkich nie było jej mocną stroną. – Nie potrafię złapać z tymi ludźmi kontaktu, dlatego od razu przylepiają mi łatkę tej złej i niedobrej.
- Więc może powiedz jak TY siebie postrzegasz.
- Ambitna, perfekcjonistka, wegetarianka, marzycielka, zdystansowana.
- Ciekawa mieszanka. Czemu właśnie taka?
- Bo lubię sięgać coraz wyżej, nigdy nie robię czegoś na pół gwizdka, nie potrafię znieść cierpienia zwierząt, kiedy zamykam oczy świat staje się kolorowy i nieograniczony. A wycofania i bariery nauczyło mnie życie.
Kimberly uniosła brwi. Nie spodziewała się takiego wywiadu. Lily wydawało się, że Dray oczekuje wypowiedzi w stylu apodyktycznej, nieczułej dziewuchy, która jest tak okropna, że nikt jej nie lubi.
- Co rozumiesz przez ostatnie zdanie?
- Tak jest lepiej. Angażując się w cokolwiek, można przypłacić rozchwianiem emocjonalnym i załamaniem nerwowym.
- A miłość? – Ruda usiadła na fotelu po turecku. – Lily, masz chłopaka?
- Nie sądzę, by kogoś to obchodziło. – Malarka cieniowała prawie skończony szkic. – Nie mam. Pytałaś o miłość. Niby czym ona jest? I czy w ogóle istnieje? Ludzie teraz tylko się wykorzystują. Nie, dziękuję, ja tego nie potrzebuję.
Dray zamarła w miejscu. Stanowczo nie spodziewała się takiego wywiadu.
- Dlatego – Zaczęła powoli. – Angażujesz się tak bardzo w studia?
- Ludziom wydaje się, że malarstwo to taki wydumany kierunek, gdzie nie trzeba się uczyć. Wystarczy coś po swojemu nabazgrać i można zawsze bronić swoich chlapnięć farbą, że właśnie taka była koncepcja, a jak ktoś tego nie rozumie, to ma płytki umysł. Niektórzy studenci są tu tylko dla samego statusu studiowania, by bogaci rodzice się nie czepiali. Co więcej, by  mogli się pochwalić, że mają ARTYSTĘ w rodzinie. A ja… moja rodzina nie chce mieć ze mną nic wspólnego, właśnie dlatego, że inaczej czuję świat. Że przelewam go na płótno. Nawet, jeśli nie da się z tego wyżyć, to ja wiem, że robię to dla większej sprawy. Moje życie z perspektywy Wszechświata to tylko mrugnięcie okiem i mikroskopijny pyłek, ale jeżeli poświęcę je dla sztuki, to całkowicie jest tego warte. Staję się pełniejsza i szlachetniejsza dzięki temu.
- Kurczę, a czym się teraz uszlachetniacie na zajęciach? – Zapytała Dray z drwiną.  Lily dobrze wiedziała, że Kimberly jej nie rozumie. Była przecież nastawiona na lekki wywiadzik, po którym wróci do domu, przebierze się i pójdzie na kolejną imprezę z dziewczynami z Beverly Hills.
- Portret. Farbami.
Masz już jakąś koncepcję?
- Codziennie inną, z każdym dniem bardziej skrajną od poprzedniej.
- Więc na zakończenie wywiadu mogę życzyć ci znalezienia odpowiedniej koncepcji i… jeszcze więcej obrazów w galerii.
Kimberly wyłączyła dyktafon. Malarka akurat skończyła rysować swoją podobiznę. Wręczyła kartkę i długopis rudowłosej.
Dray pozbierała z podłogi rozgardiasz, wcisnęła w torbę szkic i zapłaciła Antonowi przy barze. Po chwili szybkim krokiem opuściła lokal.
W przeciwieństwie do Kimberly. Lily wiedziała jak ten wywiad się skończy już w momencie, gdy ściskała dłoń studentki dziennikarstwa. To była kompletna porażka. Wszyscy wezmą ją za jeszcze gorszą niż jest w rzeczywistości. W ogóle nie spodziewała się pytań o rodzinę czy związki. Wolałaby raczej opowiadać o studiach. Tylko kogo by to zainteresowało.
Grey westchnęła. Kosmyki zbyt długiej grzywki zawirowały i opadły prosto na oczy. Lily nie czuła zbyt wielkiej potrzeby, by je odgarnąć. Z pomiędzy pasm dostrzegła, że intrygujący nieznajomy patrzy się na nią z nieskrywaną ciekawością.
Cudownie. Zbłaźniła się nie tylko przed Dray, ale też przed wszystkimi w kawiarni. Umrzeć z zażenowania to  naprawdę beznadziejna śmierć, a malarka czuła, że ma ją na wyciągnięcie ręki. A chciała być mądrzejsza od wszystkich, chciała innym utrzeć nosa. To sobie narobiła. Ale tylko obciach i dodatkowego powodu, by traktować ją jak kosmitkę.

__________________________________________________
To już tradycja i reguła, że daję plamy. To znaczy tak rzadko coś dodaję. Już się tłumaczę i usprawiedliwiam. Ogólnie wyglądam jak zombie, mieszkam w warunkach jak zombie. No. Znaczy czuję się jakaś taka dziwna. Może to ta pogoda za oknem? To nie jest tak, że się nie wysypiam, bo jestem złym studentem i nie chodze na poranne wykłady, więc codziennie jestem w wyrze do ok 10. I to jedyna rzecz, którą spełniam na drodze do zdrowego stylu życia. Bo tak ostatnio sie dzieje, że jem 1 do 2 posiłków dziennie. I to zazwyczaj koło godziny 14. Im dłużej studiuję, tym dowiaduję się kolejnych powodów jak to niekorzystnie wpływa na mój organizm. Ale nie mogę się ogarnąć. Muszę posprzątać w pokoju. I zacząć funkcjonować. Bo jak nie nauka, to książki. Wróciła mi mania czytania non stop. Jedną skończę, drugą zaczynam. Wiecie jak jest. Żmija dostaje od rodziców pieniążki na jedzenie i kurtkę zimową. Ale na zakupach mija empik. Patrzy na książki i myśli: przecież z głodu i zimna nikt jeszcze nie umarł i kupuje 3 książki. ;/ Przy okazji polecam "Atlas chmur" Zarówno film jak i książkę. Prawdziwa magia i odtrutka na gówniane bestsellery o Greju.
Dobra nie pieprzę już więcej. Znaczy jeszcze mam taką malućką prośbę, by tych 7 obserwatorów (oczywista poza Wildflower) troszkę się w komentarzach uaktywniło :)

1 komentarz:

  1. Obecna :)
    Powiem Ci, że nie tylko Ty czujesz się jakaś taka dziwna. Ja chyba działam na baterie słoneczne - w porze zimowej najchętniej zanurzyłabym się pod kołdrę i obudziła z niedźwiedziami na wiosnę :)
    Ale... Powinnam pisać o rozdziale, a nie misiach, pijanych od fermentujących w ich żołądkach owoców (nie mówię, że stan takiego totalnego chillout'u byłby zły, szczególnie w taką pogodę :P)
    Nie rozumiałam, dlaczego ludzie typy Kimberly chodzą po świecie, aż do tej pory. Oświeciłaś mnie - tacy ludzie są po to, żeby podnosić ciśnienie i wyprowadzać z równowagi, nawet tak spokojną osobę, jak Lily. Na jej miejscu prawdopodobnie też bym się zbłaźniła, gdyby przesłuchiwała mnie taka... osoba.
    A kimże jest tajemniczy jegomość? Mam nadzieję, że wkrótce wszystko wyjaśnisz, bo aż mnie skręca z ciekawości :)
    Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci odrobinę pogodniejszych dni i nie chodzi mi tu o pogodę. No i, co najważniejsze, życzę weny, bo opowiadanie zaczyna się rozkręcać. Warto było czekać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń