wtorek, 25 września 2012

6

Joanna często powtarzała, że Lily jest zbyt wybredna w wyborze chłopaków. To nie o to chodziło. Wygląd wcale nie był decydujący. Potencjalny partner musiał być po prostu intrygujący. A to, że takich jest już mało, nie było jej winą. Dziewczyna nie miała określonego ideału, gdyż pod niego ustawiałaby sobie każdego mężczyznę. Jakież byłoby rozczarowanie, gdyby okazało się, że idealny facet wcale nie jest idealny, tylko zostało dopowiedziane, że tak właśnie jest?
Pokrętna filozofia, ale pozwalała Lily wyzbyć się uczucia rozczarowania i rozgoryczenia. Brak związków i miłości oznaczał brak rozczarowań, ale tez samotność. Czyli jak to w dzisiejszych czasach: nie ma nic za darmo.
- Już się sfoszyłaś? - Zagadnęła ją Joanna.
- Nie, ale z tym kiszeniem ogóra stanowczo przesadziłaś.
- No, może troszkę. - Przyznała dziewczyna po chwili milczenia. Lily była prawie pewna, że Joanna powiedziała to tylko dla świętego spokoju. - Tylko że Lily, - Studentka fotografii zmrużyła oczy. - znamy się już trochę, a ja nie widziałam cię nigdy z żadnym facetem. Może ty jesteś homo?
Lily o mało nie upuściła torby z zakupami. Gdy minął pierwszy szok, wzięła głębszy oddech i powstrzymała się przed jakimś niekontrolowanym i spontanicznym walnięciem Joanny. W końcu odparła:
- Czy ty kiedykolwiek zastanawiasz się nad tym, co mówisz?
- Mówię to, co myślę. - Powiedziała rozbrajająco Joanna.
- To z myśleniem nie ma zbyt wiele wspólnego. - Odwarknęła malarka.
Przyjaciele teoretycznie powinni wspierać. A z Jo było różnie. Miała całkiem inne podejście do życia. Dla niej było po prostu zabawą, zlepkiem przyjemnych przeżyć. Dostawała wszystko, co chciała i nie musiała się o nic martwić. Co zresztą było widać - jej największymi problemami były auto w warsztacie i nieznajomość rozkładu jazdy.
Ich przyjaźń była naprawdę dziwna i pełna sprzeczności. Gdyby nie to, że Joanna narobiła sobie na uczelni mnóstwo wrogów, to pewnie nie zadawałaby się z Lily. Ale przecież artystka nie powinna narzekać. Bo w innym przypadku nie miałaby nawet do kogo otworzyć ust. No i Jo miała też zalety. Martwiła się o przyjaciółkę, nawet jeśli wyrażała to w inny sposób niż cywilizowani ludzie. Nie było wątpliwości, ze teraz też się martwiła, nawet jeżeli nie całkiem wychodziło jej delikatne zasugerowanie tego.
Ale Lily nie miała humoru na rozmawianie o swojej orientacji ani o stanie cywilnym.
Co do tego, że nie jest homoseksualna, była całkiem pewna. Już samo wyobrażenie by być z inną dziewczyną przyprawiało ją o przewracanie żołądka na drugą stronę. I nic nie zmieni tego stanu. Dotykanie jakiejś kobiety w sposób inny niż normalnie, był dla niej prawie odrażający.
- Jak w ogóle mogłaś pomyśleć coś takiego o mnie. Zdecydowanie NIE KRĘCĄ mnie dziewczyny. - Dała jasno do zrozumienia.
- A próbowałaś kiedyś tego? - Joanna spojrzała na przyjaciółkę. Lily stwierdziła, że jej towarzyszka wygląda dziwnie. Po chwili kontynuowała. - Jak możesz powiedzieć, że czegoś nie lubisz, skoro tego nie próbowałaś. To tak, jakbyś powiedziała, że nie lubisz sushi.
- Dobrze wiesz, że nie lubię mięsa.
- Nie lubisz czy nie chcesz jeść?
Lily nie odpowiedziała. Rozmowa zeszła na inny tor. Jej przyjaciółka miała w pewnym sensie rację.   Malarka nie jadła mięsa, bo kojarzyło jej się z bestialskim zabijaniem zwierząt, było to ugruntowane ideologicznie. Była wegetarianką i już. Nawet całkiem zapomniała jak smakowało mięso. Przyzwyczaiła się do swojej diety, która była częścią jej życia i jej samej.
- To nie ma żadnego znaczenia. - Odparła w końcu. - Przecież to nie ma żadnego związku - Wybuchła nagle. - Sałata to nie człowiek! W sałacie nie można się zakochać! Nie można złamać jej serca, sprawić przykrości! Albo jej pożądać! Lubić sałatę, a lubić człowieka, to dwie różne sprawy!
- Brawo! - Wykrzyknęła Joanna klaszcząc w dłonie. Lily w geście zapytania podniosła brew. - Lily, jesteś taka beznamiętna i powściągliwa. W końcu pokazałaś emocje. Nie ubyło cię? - Fotografka musiała się nieźle bawić, tłumacząc swoje zachowanie.
Blondynka doskonale wiedziała, o co chodziło jej przyjaciółce. Wszystko traktowała z rezerwą. Była chłodna i nieprzystępna. I to przyczyniało się do tego, że Lily nie miała zbyt wielu przyjaciół. Zawsze chowała się za maską zimnej i nieprzystępnej suki. Nie chciała tego na razie zmieniać. Bo nie miała żadnej motywacji, ani tym bardziej motywatora.
Do końca podróży Lily nie odzywała się. Miała w głowie mętlik. Została wyprowadzona z równowagi i wybuchła. Zachowała się okropnie w miejscu publicznym. I już nie chodziło o dziwaczne spojrzenia pasażerów autobusu. Nie lubiła, gdy coś wymykało jej się spod kontroli, a tym bardziej, gdy to była ona sama.
Autobus zatrzymał się i Lily wyskoczyła z niego jak poparzona. Po wzięciu kilku głębszych oddechów uspokoiła galopujące myśli.
- Lily, ja zapomniałam. - Odezwała się Joanna, kiedy do niej dołączyła. - Zapomniałam, że wy tego nie akceptujecie.
- Wy czyli kto? I czego nie akceptujemy? Joanna, przestań bawić się w zagadki.
- No wy, zacofanie katole nie akceptujecie odmieńców.
Znów to samo. Studentka fotografii wszem i wobec oznajmiała, że jest ateistką. Teoretycznie tolerowała wiarę innych, ale na każdym kroku lubiła wytykać absurdalność innych religii. Dla niej była to głupota, ograniczanie przyjemności cielesnych i uśmiercanie się. Jej pojęcie o wierze było bardzo stereotypowe. Wydawało jej się, że katolicy, zupełnie jak w średniowieczu, palą na stosie czarownice i heretyków. Nie potrafiła pojąć, że można prowadzić normalne życie i jednocześnie być wierzącym.
Co nie oznaczało, że taki czarnogród i nietolerancja nie działała też w drugą stronę. Lily często tego doświadczała. Ale po prostu milczała, gdy słyszała te wszystkie "świątobliwe" baby. Dawno przestała zwracać uwagę na takich ludzi, a także na niektórych księży, którym nie do końca podobały się jej liczne kolczyki w uszach i te kilka widocznych tatuaży. Kilka razy zdarzyła się sytuacja, że proboszcz nie pozwolił jej angażować się w jakieś akcje, bo był zdania, że jest zakamuflowaną satanistką. Żadne argumenty i kłótnie tego nie zmieniły. W końcu machnęła na to ręką. Bóg przecież nie patrzył na jej kolczyki i doskonale wiedział, co tak naprawdę ma w sercu.
- To moja sprawa - Zaczęła spokojnie - Nie toleruję tego, co złe i niewłaściwe. Bóg stworzył mężczyznę i kobietę nieprzypadkowo, prawda? Nie dwóch mężczyzn albo dwie kobiety. I niejednokrotnie w Biblii potępiane są związki osób tej samej płci. Ale ja ciebie nie nawracam, więc bardzo cię proszę, szanuj moje poglądy.
- Mam nadzieję, że kiedyś zmienisz zdanie. - Joanna wzruszyła ramionami.
- Mam nadzieję, że nie.
Ruszyły chodnikiem, potem skręciły między w uliczkę między domem handlowym i jakimś niewysokim biurowcem. W zacienionej uliczce, obok małych kawiarenek, był sklep Kodaka. Przed jego wystawą stała dziwnie ubrana postać.
Lily uśmiechnęła się, rozpoznała bowiem tego osobnika, a raczej osobniczkę. Była to Marie z literatury. Miała grube, za ramiona, farbowanie na kasztanowo włosy. Nosiła się nie mniej dziwnie niż Lily: tunikowata koszula w bioało- czarne poziome pasy (całkowicie niefortunnie dobrana przy sporych gabarytach Marii), czarne rurkowate spodnie( nieszczęśliwie opinające masywne uda) i stare zdezelowane trampki w kolorze lekko spranej czerwieni. Gdy w witrynie sklepu zobaczyła odbicie dwóch studentek, odwróciła się i wykrzyknęła:
- Czeeeeść!
Potem, swoim zwyczajem, poprawiła kujonowate okulary grubym, krótkim palcem wskazującym, zakończonym, pomalowanym na czarno paznokciem.
Marie była bardzo specyficzną osobą. Mimo nienajlepszej figury, zaskakiwała wszystkich pewnością siebie. Ponad to miała tak wszechstronne zainteresowania, że potrafiła znaleźć wspólny język praktycznie z każdym. Była niewątpliwie zwariowana, spontaniczna i rozchichotana. I przy tym wszystkim cholernie inteligentna. Miała tylko jedną słabość: uwielbiała się rozpływać nad urodą wielu wokalistów.
Lily lubiła ja, ale nie uważała Marie za przyjaciółkę. Ta bowiem posiadała tylu znajomych, że z żadnym nie potrafiła się bliżej zaprzyjaźnić. I czasem miała za długi język. Ale na rozmowę o książkach, filmach i muzyce nadawała sie w sam raz.
- Co tam? - Zagadnęła je.
- Przyszłaś z Rose? - Zapytała nadzwyczaj chłodno Joanna. Wyznawała zasadę, że przyjaciel mojego wroga jest moim wrogiem. A o tym, że Jo i Rose to dwie najbardziej nienawidzące się dziewczyny na uczelni, wiedział prawie każdy.
- Z Rose, Natalie, Joshem, Frankiem i... - Marie wyliczała na palcach grupkę znajomych, z którymi przyszła. - Ale reszta siedzi w kawiarni. Ja sobie chciałam popatrzeć na sprzęt. Czasem tak sobie myślę, by mieć taką lustrzankę i popykać zdjęcia.
- Gdyby tak sama lustrzanka w cudowny sposób potrafiła zrobić z byle tłoka fotografa... - Mruknęła pod nosem Joanna. - Ja, ten, kupię yyy.. - Odezwała się głośno i wskazała drzwi sklepu. Chciała jak najszybciej uniknąć wątpliwej, według niej, rozmowy z Marie.
- Jasne - Przerwała jej szybko Lily.
Gdy tylko drzwi za nią się zamknęły, Marie znów poprawiła okulary i podbródkiem skazała na pakunki w rękach Lily.
- Szykuje się jakiś większy projekt, co?
- Ta, portret. Jako praca semestralna. To musi być naprawdę coś. Ale mam problem, bo kompletnie nie wiem kogo przedstawić. Wiem, że Joanna marzy, bym namalowała jej portret. Tylko, że chciałabym namalować coś innego, Jo tyle razy już mi pozowała do szkiców.
- A myślałaś nad kimś innym?
- Chciałabym namalować mężczyznę, ale to raczej niemożliwe, by ktoś chciał mi pozować. Mogłabym w prawdzie malować z głowy albo ze zdjęcia, ale wiesz... Praca semestralna nie może być zrobiona na odwal.
- Co za problem zgarnąć kogoś z ulicy? - Marie przyglądała się obiektywom na wystawie.
- Chciałabym kogoś niezwykłego, no nie wiem, z nietypową twarzą. Kogoś niesamowitego i specyficznego.
- Mam! Wiem, kogo możesz namalować! - Wykrzyknęła Marie.
Lily, szczerze zainteresowana spojrzała na rozmówczynię.

___________________________________________________________________
I znowu dałam ciała, bo miało być wcześniej, więcej i w ogóle. Ale mam trochę zawirowań, a nawet momenty, w których myślałam, by całkowicie porzucić pisanie czegokolwiek. Takie uczucie, że to, co piszę, jest kompletnie bezwartościowe i bez sensu, a ponad to kaleczy literaturę samą w sobie. Ale zmieniłam zdanie. Zaczęłam czytać "50 twarzy Grey'a" i skoro ta babka może kaleczyć literaturę i zgarniać dodatkowo za to kasę, to co ma mnie powstrzymać. I oto jest. Rozdziały nadal nie mają porywającej akcji, ale to dlatego, że chciałam lepiej zarysować postać Lily, jak ukształtowała się jej psychika i przekonania, co miało na to wpływ i jak się zachowa w obliczu wielu nowych doświadczeń. Dodam tylko, że będzie musiała trochę się nad sobą zastanowić.
I jeszcze jedna uwaga, poglądy Lily ukazane w tym rozdziale całkowicie wymijają się z moimi, i wbrew temu, co uważa moja przyjaciółka, która to czyta, Grey wcale nie utożsamiam ze sobą. Moim literackim odbiciem mnie jest, ekhm facet z mojego drugiego opowiadania, które zbliża się ku końcowi, ale jak komuś się chciało w nie zagłębić, to można je znaleźć tutaj:http://pomarancze-w-futerale.blogspot.com/.
A teraz nie zrzędzę, tylko zapraszam do komentowania  ;)

1 komentarz:

  1. Przeczytałam od razu, ale oczywiście nie skomentowałam. Pora nadrobić straty.
    Joanna bardzo przypomina mi moją przyjaciółkę, więc może dlatego bardzo ją polubiłam :)
    Może i rozdział nie jest zbyt porywający, ale naprawdę podobają mi się Twoje opisy i nie wyobrażam sobie, żeby ich zabrakło. A co do samej Lily - jest specyficzna (a kto nie jest specyficzny w dzisiejszych czasach?), ale prawdopodobnie, gdyby nie była taka nieprzewidywalna, stałaby się kolejną wyidealizowaną postacią. A takich nikt nie lubi :)
    Czekam na więcej i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń