środa, 1 sierpnia 2012

4

Gdy zamknęła drzwi do swojej klitki powitał ją bałagan, który zostawiła wczesnym rankiem. Tak, klitka to bardzo dobre określenie. Bo jak inaczej nazwać pokój bez okna oświetlony tylko światłem kilku żarówek? Remont musiała przeprowadzić na własną rękę. Z początku wyglądało to wszystko nędznie. Teraz brak okna zastępował widok na wszystkich ścianach. Nikogo nie dziwiło, co przedstawiał. Nibylandię. Tę z teledysku. Lily na każdym kroku podkreślała, ile to wszystko dla niej znaczy.
Nie była psychofanką. Nie. Kochała całym sercem teksty i wokal, na który na początku wcale nie zwróciła uwagi. Dopiero po pewnym czasie doceniła delikatną barwę głosu wokalisty. Czysty niczym dźwięk uderzonego kieliszka, brzmiący i drgający w uszach niczym trójkąt. Głębokie teksty o wielu znaczeniach podnosiły na duchu. Dzięki nim przekonała się, że nie tylko ona ma takie dziwne myśli. I ogień wewnątrz. Jak głosiła nazwa zespołu.
Na biurku walały się pokreślone szkice. Książki na półkach aż prosiły się o ułożenie. Te leżące na ziemi błagały smętnymi okładkami o odłożenie na miejsce. Pomięte ubrania sygnalizowały chęć wyprania. A łóżko domagało się porządnego wytrzepania z okruchów i pościelenia.
Ale Lily była ślepa i głucha na te prośby. Położyła torbę na krześle i usiadła na łóżku.Tak jak każdego dnia po powrocie z uniwerku zastanawiała się, co dalej robić. Dopóki była zajęta lekcjami nie musiała myśleć o niczym. A zwłaszcza o pustce w sercu. Gdy mroczne wspomnienia zaczęły napływać, uderzyła się pięścią w skroń i krzyknęła:
- Nie myśl o tym!
Natychmiast potrzebowała się czymś zająć. Czymkolwiek. Wyszła z grobowca i wbiegła do kuchni. Tak, jedzenie to dobry trop. Wyjęła z lodówki sałatę, pomidora. oliwki, olej, jedną cebulę i położyła na blacie przy zlewie. Z suszarki wyjęła deskę, ostry nóż i miskę. Pokroiła składniki i wrzuciła do miski. Dodała oliwki. Olej zmieszała z ziołami i polała nimi gotowe danie.
Gdy wszystko było gotowe, ukontentowana wzięła się za jedzenie. Po wyglądzie jej obiadu można było się domyślić, że Lily była wegetarianką. Dla uściślenia: lakto owo wegetarianką, czyli tolerowała w swojej diecie przetwory mleczne i jaja. A podstawą jej żywienia były właśnie łatwe do przyrządzenia sałatki.
To także nie spodobało się jej rodzicom. Ojciec nie wyobrażał sobie niedzielnego obiadu ez krwistego steku. Dlatego też nie dziwiła jego nadwaga. Zero sportu (no, chyba że w telewizji) i mnóstwo tłuszczy w diecie.Tak właśnie wyglądał styl życia w jej domu. Matka odżywiała się odrobinę zdrowiej. Ale to chyba dlatego, że pochodziła z innego domu, gdzie wartościowe były inne rzeczy.
To po niej Lily odziedziczyła urodę. Ale za nic w świecie nie wiedziała, po kim ma taki charakter. Ojciec krzykacz i choleryk, matka przewrażliwiona pedantka. A Lily? Nie była choleryczką, a to, że nie jest pedantyczna można było poznać wchodząc do jej pokoju.
Goniąc widelcem ostatnią oliwkę, dziewczyna rozważała jeszcze raz propozycję Joanny. Jej pierwszy w życiu wywiad. Co prawda, tylko do studenckiej gazetki, ale jednak. Może pokazałaby się w lepszym świetle? To byłoby coś całkiem nowego. Może ludzie zaczęliby ją akceptować? Nie żeby jej to przeszkadzało, ale atmosfera na zajęciach mogłaby być inna. A może wręcz przeciwnie? Może stwierdziliby, że się narzuca i ma parcie na sławę?
Wstała od stołu i wybuchła głośnym śmiechem. Od kiedy interesowało ją to, co powiedzą inni? To żałosne nie zrobić czegoś, gdyż się boi reakcji otoczenia! Czyż do tej pory nie była głucha na osądy innych? Zdecydowanie udzieli wywiadu! Być może tylko z przekory, by utrzeć innym nosa. Bo niby czemu ma chować głowę w piasek tylko dlatego, że jest najlepsza?
Zdecydowanie Lily była pełna sprzeczności i momentami rozdarta wewnętrznie. Czasem za mało spontaniczna. Zbyt dojrzała jak na swój wiek. Ale jednego była pewna: w końcu robi to, co kocha i nikt jej nie przeszkodzi.
Przez głowę przemknęła jej myśl, że to mógłby być dobry cytat na tatuaż. Zapisywała na swoim ciele ważne myśli, żeby w życiu przypominały jej, jaką drogę wybrała i by nigdy z niej nie zboczyła. Oprócz napisów miała także rysunki. Różne i w różnych miejscach. Choć wiedzieli o tym nieliczni. Bo one nie były na pokaz, były tylko dla niej. Zazwyczaj coś oznaczały, choć niektóre tylko zdobiły ciało (lub jakby to powiedział jej ojciec - szpeciły). Dziewczyna była z nich dumna. Ze wszystkich razem i z każdego z osobna. Z tych starych i z tych całkiem świeżych. Z tych malutkich, niepozornych i wykonanych z mniejszym rozmachem , jak i z tych prawdziwych dzieł sztuki. Wszystkie dwanaście były jej wyjątkowym powodem do dumy.
Podniosła prawą dłoń i palcem wskazującym przesunęła po wnętrzu nadgarstka ozdobionym słowami "I'm not grey". Ten był jednym z najważniejszych i najbardziej widocznych. O reszcie widzieli tylko nieliczni. Np. Joanna, która zawsze podczas zakupów właziła z Lily do przymierzalni.
Na karku widniał kolejny ważny dla niej napis: jeśli czegoś pragniesz, nigdy nie wątp, że na to zasługujesz.Zrobiła go sobie zaraz po tym, jak dostała się na studia. Na lewym ramieniu nie za duży smok. Właściwie to był bardziej kaprys, bo nie oznaczał on nic, ale za to wyróżniał się na tle smoczych motywów. Na prawym ramieniu Jack Szkieleton z bajki "Miasteczko Halloween". Takie małe zboczenie na punkcie tej bajki. Pod lewą piersią, ciągnący się od pachy aż do mostka, znajdował się tatuaż przedstawiający jej wnętrze. Wyglądał, jakby ktoś wyrwał jej w tamtym miejscu skórę i prześwitywały żebra i płuca. Do jednego z żeber była przyczepiona na sznurku karteczka z napisem: skrzynia umarlaka. To taka aluzja do filmu "Piraci z Karaibów" i do motywu zamknięcia serca Davy'ego Jonesa w skrzyni. Sama o tym marzyła. Kolejnymi tatuażami na plecach był anioł i diabeł. Początkowo, bo potem resztą pleców poryła cała scena walki.Lily była wierzącą i praktykującą katoliczką. Co było ciekawe, gdyż w krajach jej rodziców dominującą religią był protestantyzm. Wiele dla niej znaczyło, by nie oddać się we władzę szatanowi. Na lewej nodze był całkiem okazały malunek wijącego się od kostki po pachwinę bluszczu .Wyglądał naprawdę imponująco. Na lewej stopie znajdował się jeszcze jeden bohater z bajki Burtona - widmowy pies Zero. Który zawsze czuwał u jej stóp. Tuż obok prawego kolca biodrowego przycupnął motyl. Ale nie byle jaki ani słodziutki motyl. Tylko Melitaea Athalia.Athalia - tak brzmiało drugie imię Lily. Podobało jej się o wiele bardziej niż zwykłe i trochę wyświechtane Lily. Wyrażało moc i potęgę, ale jednocześnie zawierało nuty delikatności. Babcia Elinor wiedziała jakie wybrać. Prawe udo porastała piękna, majestatyczna lilia. Ostatnim tatuażem, choć drugim zrobionym w kolejności był królik z teledysku "Girls not grey". Znajdował się na prawej łydce.
Na razie Lily poprzestała na tych wzorach. Takie ozdabianie nie było tanie, nawet jeśli się było jedną z ulubienic najlepszego tatuażysty w Kalifornii.A ostatnio wszystkie swoje oszczędności wydawała na płótna, farby, pędzle i przybory do malowania. Podobnie miało być i dzisiaj. Lily wróciła do swojego pokoju. Wyjęła z torby zeszyt i rozglądając się po wszechobecnym bałaganie, notowała, czego jeszcze potrzebuje.
A potrzebowała nowego płótna i prawie całego zestawu farb. Na zajęciach rozpoczęto kolejny projekt: portret. Miała 3 miesiące, na namalowanie czyjejś podobizny jako pracy semestralnej. Z początku ucieszyło ją to niesamowicie, potem zaczęła się zastanawiać kogo namaluje i w jaki sposób.
Brakujące rzeczy kupi jutro. Wyda na to całe swoje stypendium. Nie oszukiwała się, wiedziała jakie są koszty, ale z drugiej strony, gdyby miała np. zostać księgową, wolałaby chyba żyć w skrajnej nędzy.
Usiadła na łóżku. Coś ukuło ją w siedzenie. Wyciągnęła spod tyłka pęknięty ołówek. Kolejny przedmiot, który trzeba było kupić. Sprzątanie było nieuniknione. Inaczej zniszczy jeszcze to, co miała.
Szamocząc się z kołdrą, Lily usłyszała szczęk kluczy w zamku od drzwi wejściowych. Ciotka najwyraźniej wróciła z pracy. Była oczywiście księgową, tak jak matka Lily. Teoretycznie dziewczyna miała potem zająć miejsce matki. Gdyby nie jej upór, pewnie by nią była. Ewentualnie pomagałaby na ranczu ojca. Nie tak wyobrażała sobie przyszłość. Nie chciała skończyć za biurkiem z plikiem rachunków albo jako poganiaczka byków.
Ciotka weszła w końcu do mieszkania i po chwili stanęła w drzwiach od pokoju Lily. Była bardzo podobna do swojej siostry i do siostrzenicy.Blond włosy, niebieskie oczy i lekko owalna twarz - te cechy je łączyły. Gdyby się przyjrzeć to nawet kształt oczu i ust był prawie identyczny. Lily miała po ojcu mniej garbaty kartoflasty nos niż jej ciotka. I całkiem inną budowę ciała. Ciotka wyróżniała się dużym wzrostem i zdecydowanie górowała nad liczącą niewiele ponad metr sześćdziesiąt pięć Lily.Dziś jej krewna miała na sobie brązowy wełniany sweterek i w podobnym odcieniu spodnie. Zdecydowanie Nora nie pozwalała sobie na ekstrawagancję w ubiorze.
- Jadłaś już obiad? - Spytała, zdejmując buty i odstawiając je do szafki.
- Mhm - Mruknęła Lily.
Tak z grubsza wyglądały ich kontakty. Kobieta traktowała studentkę raczej jak lokatora, a nie rodzinę. Obie żyły swoim osobnym życiem. Ciotkę nie interesowało, z ki Lily się zadaje, gdzie chodzi i o której wraca
. Dla kogoś innego taka możliwość byłaby rajem, ale dziewczyna nie balowała do upadłego i nie szwędała się po Berkeley. Zazwyczaj po zajęciach wracała do domu. Czasem może wyskoczyła do kafejki na jakiś sok albo spotkała się z Joanną, ale to wszystko.
Gdy uporała się z większością bałaganu i jej klitka wyglądała porządniej niż wcześniej, studentka zabrała się za czytanie grubego woluminu na zajęcia. Na krótko przed północą odłożyła tomiszcze na biurko i poszła wziąć prysznic.
_______________________________________________________________________
Uff... i znów same opisy. Ale za to zaopatrzone w ładne obrazki. Trochę się ich naszukałam no i niektóre zdjęcia nie odpowiadają dokładnie mojemu wyobrażeniu. I ogólnie nadal nic się nie dzieje. I choć Lily wydaje sie bardzo niedzisiejsza, to już niedługo będzie musiała się przystosować do pędzącego świata.

3 komentarze:

  1. To dziwne uczucie, kiedy czyta się opis bałaganu w pokoju, odwraca wzrok i widzi mniej więcej ten sam obrazek we własnym. Prawdopodobnie nigdy w życiu nie zrobiłabym kariery na sprzątaniu. Ale do rzeczy - obrazki rzeczywiście ładne, nawet, jeśli nie do końca odpowiadają opisowi, łatwo je dopasować :)
    Poza tym, muszę przyznać, że bardzo lubię czytać te Twoje opisy, mimo, że nie jest to moja ulubiona część opowiadań (przykre wspomnienia po czytaniu "Nad Niemnem" - zasypiałam po jednej stronie). Cóż, czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój sytuacji.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym Cię poinformować, że u mnie pojawił się nowy rozdział (http://hurricane-and-sun.blogspot.com/)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Opisy są genialne, od razu mam wszystko przed oczami. Nie wiem, jak to robisz, że opisy są szczegółowe, ale jednocześnie nie nudzą czytelnika - a przynajmniej mnie. :) Czuję, że to opowiadanie mnie zaskoczy. Obrazki faktycznie ładne, podoba mi się, że w każdym parcie odsłaniasz nam nową część głównej bohaterki, że coraz bardziej ją nam przybliżasz, a mimo to pozostaje ona tajemnicza. Czekam na kolejne rozdziały i rozwój akcji.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń